Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rocznica wybuchu w Czarnobylu. Oto co Jakub Wójcik widział tam po latach [ZDJĘCIA]

Redakcja
Dzisiaj mija 37 lat od wybuchu w elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Przypominamy artykuł, który powstał na podstawie relacji Jakuba Wójcika, który był w zamkniętej strefie wokół Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej i widział na własne oczy, jak tętniące niegdyś życiem tereny wyglądają po upływie ponad 30 lat od katastrofy. A widok jest niezwykły: fascynujący i przerażający zarazem...

Kiedy doszło do katastrofy w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej, Jakub Wójcik miał 9 lat i był uczniem szkoły podstawowej. Doskonale pamięta nie tylko smak płynu Lugola, który podano mu właśnie w szkole, ale także atmosferę, jaka wtedy panowała. Wiele osób bało się śmierci i nadciągającej w kierunku Polski chmury radioaktywnego pyłu. Ostatecznie - jak wiemy dziś - w przypadku naszego kraju skutki okazały się znacznie mniej poważne, niż się początkowo obawiano.

Wybuch w elektrowni, do którego doszło w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku, był jednak największą katastrofą w historii energetyki jądrowej i jedną z największych katastrof przemysłowych XX wieku. Doprowadził do skażenia obszaru o powierzchni ponad 100 tys. kilometrów kwadratowych na pograniczu Białorusi, Ukrainy i Rosji. Wyemitowana z uszkodzonego reaktora chmura radioaktywna rozprzestrzeniła się po całej Europie. W efekcie skażenia ewakuowano i przesiedlono ponad 350 000 osób.

Dzisiaj mija dokładnie 37 lata od tych wydarzeń.

Jakub Wójcik widział to miejsce na własne oczy. Mówi:
- Tego przeżycia już chyba nic innego w moim życiu nie będzie w stanie przebić.

Wbrew pozorom jest dość bezpiecznie

Na Ukrainę pojechał we wrześniu 2019 roku. Lot do Kijowa i wycieczkę do opuszczonej strefy sprezentował mu przyjaciel. Takie wyjazdy organizują zarówno firmy z Polski jak i z Ukrainy. Turystyka „czarnobylska” ma się zresztą na tyle dobrze, że ukraiński premier zapowiedział niedawno, iż ma się ona stać się jedną z wizytówek kraju.

Poza grupami zorganizowanymi nie brakuje również osób, które udają się w okolice elektrowni na własną rękę. Wśród tych ostatnich jest wielu Polaków, którzy wśród Ukraińców uchodzą za wyjątkowych ryzykantów.
Sam pobyt w opuszczonej strefie – jak zapewnia Jakub Wójcik – nie jest jednak szczególnie niebezpieczny. O ile oczywiście wie się, jak unikać zagrożenia.

- W większości miejsc poziom promieniowania nie jest wyższy, niż na przykład w Warszawie. Są jednak pewne punkty, tak zwane hot spoty, gdzie promieniowanie znacznie przekracza normy – tłumaczy.

Przykład? To słynny „Red Forest”, czyli Czerwony Las. Znajduje się on w tej części zamkniętej strefy, która otrzymała najwyższe dawki promieniowania, a jego nazwa pochodzi od rudawoczerwonego koloru obumarłych sosen. Oficjalnie w wyniku akcji oczyszczania skażonej strefy Czerwony Las został zrównany z ziemią przy pomocy buldożerów, a napromieniowane drzewa zakopano w tzw. cmentarzysku odpadów promieniotwórczych. Jednak w rzeczywistości prace zostały wstrzymane, gdy z gleby przerzucanej przez maszyny zaczęły wydostawać się ogromne dawki promieniowania. Okolice Czerwonego lasu stanowią jeden z najbardziej skażonych obszarów na świecie.

- Kiedy przejeżdżaliśmy tamtędy autobusem, przy szybie znajdującej się od strony lasu promieniowanie wynosiło 13-14 milisiwertów, a przy szybkie po drugiej stronie autobusu tylko 0,3 milisiwerty – opowiada Jakub Wójcik.

Według polskiego prawa atomowego, roczna dopuszczalna dawka promieniowania dla zwykłego człowieka wynosi jeden milisiwert.

Miasto, które „żyło” tylko 16 lat

Największe wrażenie zrobiła na nim Prypeć, czyli opuszczone miasto – widmo.

- Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że choć potocznie mówi się o wybuchu w Czarnobylu, to tak naprawdę sam Czarnobyl dzieli od elektrowni całkiem spora odległość. Bezpośrednio przy niej znajdowało się zupełnie inne miasto - właśnie Prypeć. Mieszkało tam około 50 tysięcy ludzi, głównie pracowników elektrowni. Żyło się tam bardzo wygodnie i nowocześnie: były pływalnie, sale gimnastyczne, teatry, restauracje - opowiada Jakub Wójcik.

Prypeć wybudowano w 1970 roku. Istniała i tętniła życiem przez zaledwie 16 lat... Po katastrofie wszystkich mieszkańców ewakuowano. To tak, jakby ewakuować cały Kołobrzeg.

- Nie wiem, jak to możliwe, że udało się tego dokonać w ciągu zaledwie trzech godzin, między godziną 12 a 14.48. Mieszkańcy zostali wywiezieni autobusami, których było w sumie ponad tysiąc. Powiedziano im, że wyjeżdżają tylko na 3 dni, więc mieli zabrać ze sobą jedynie najpotrzebniejsze rzeczy. Wszystko inne zostało na miejscu. Dziś ten widok jest fascynujący i przerażający zarazem – mówi Jakub Wójcik.

Na własne oczy widział pustą salę gimnastyczną, nadgryziony już zębem czasu ale nadal świetnie zachowany basen, opustoszałe bloki. Wszystko skryte w niesamowitym gąszczu roślin, bo z cywilizacją wygrała przyroda. W opuszczonej strefie żyje mnóstwo zwierząt: dzików, niedźwiedzi, saren. W kanale wokół elektrowni pływają olbrzymie sumy.

- Nie mają naturalnych wrogów, a do tego są dokarmiane przez ludzi. Zwierząt jest naprawdę dużo, ale to nieprawda, że w okolicach Czarnobyla biegają dwugłowe „miśki”. Spotkaliśmy za to dwa dzikie psy – wspomina Jakub Wójcik.

Nieopodal Czarnobyla znajduje się też radar Duga, zwany „Okiem Moskwy”. Instalacja stanowiła jeden z ważnych elementów systemu wczesnego ostrzegania przed atakiem na ZSRR. Maszty miały od 85 do 150 m wysokości, a długość całej konstrukcji to około 570 metrów. Była tak ściśle chroniona, że prawdopodobnie nikt by się o niej nie dowiedział, gdyby nie wybuch. Oficjalnie był to bowiem obóz pionierski, a przy drodze dojazdowej postawiono nawet dla niepoznaki przystanek szkolnego autobusu. To wszystko Jakub Wójcik również widział.

Za jeden kamień - na 10 lat do więzienia

Ciekawych historii, filmów i zdjęć z okolic elektrowni ma tyle, że będzie miał do czego wracać jeszcze przez długie lata. Zdobycie jakiejkolwiek innej pamiątki z zamkniętej strefy jest niemożliwe, bo nie wolno z niej niczego wywozić pod groźbą surowej kary.

- Za zwykły kamień można pójść na 10 lat do więzienia. Nie warto się narażać, tym bardziej, że samemu miejscu też należy się szacunek. W końcu zginęli tam ludzie – mówi Jakub Wójcik.

Podczas samej awarii życie straciło 31 osób. W kolejnych latach spośród grupy około 160 ”likwidatorów”, czyli osób pracujących przy usuwaniu skutków wybuchu reaktora, naliczono dodatkowe 60 zgonów, które powiązano z pracą w elektrowni. Nie wiadomo dokładnie, ile osób zachorowało i zmarło wskutek napromieniowania.

Natomiast jeśli chodzi o Polskę, dziś mówi się o braku dowodów na wzrost zachorowań „po Czarnobylu”. Akcję, związaną z podaniem Polakom płynu Lugola, sam jej pomysłodawca ocenił po latach jako niepotrzebną. Najbardziej katastrofa zaszkodziła jednak Elektrowni Jądrowej w Żarnowcu, która miała stanowić pierwszy krok w realizacji polskiego programu energetyki jądrowej. Plany jej budowy od początku budziły sprzeciw części społeczeństwa, a po wybuchu protesty dodatkowo się wzmogły. Do tego doszły też inne kwestie: w szczególności zmiana warunków ekonomicznych, która nastąpiła w Polsce po 1989 roku. Wszystko razem sprawiło, że inwestycję wstrzymano.
(Artykuł ukazał się w 2020 roku w ,,Chodzieżaninie")

Rocznica wybuchu w Czarnobylu. Oto co Jakub Wójcik widział t...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chodziez.naszemiasto.pl Nasze Miasto