Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jaki ten Szczecin piękny

Redakcja
Codziennie, po wyprawieniu wnuka do szkoły, wędruje po mieście. Zachwyca się parkami, placami, odnowionymi, kolorowymi kamienicami, widokiem na rzekę.

- Każdego dnia dostrzegam coś nowego – mówi z uśmiechem i śpiewnym akcentem Augustyna Larin, córka polskiego zesłańca na Sybir. – Wiele lat marzyłam, żeby zamieszkać w Polsce. Modliłam się o to i Bóg mnie wysłuchał. Jestem taka szczęśliwa, że znalazłam się w Szczecinie. To takie piękne miasto. Miałam bardzo ciężkie życie a teraz los się do mnie uśmiechnął.

Koszmar z dzieciństwa

Wysoka, szczupła, szybko krząta się po kuchni. Trudno uwierzyć, że ma 70 lat, a za sobą wiele dramatycznych przeżyć. Wspomnienie z najwcześniejszego dzieciństwa. Ma trzy latka. Jest noc, zimno, a ona sama w ciemnym lesie. Boi się i cichutko płacze. Milknie, gdy tuli się do niej jakieś małe zwierzątko. Wychowawczynie z domu dziecka zapomniały o niej, nie policzyły dzieci po spacerze. Odnalazły dziewczynkę następnego dnia.

Nigdy nie zobaczyła rodziny

Urodziła się w Irkucku, jako najmłodsze dziecko Anny i Marcina Bielińskich zesłanych na Syberię za działalność przeciwko Rosji. Miała 9 miesięcy, gdy aresztowano ojca, a zaraz potem matkę. Z trójką starszego rodzeństwa trafiła do domu dziecka. Już nigdy nie zobaczyła taty, siostry i braci. Ojca w 1938 roku rozstrzelało NKWD, ale do dziś nie wie co stało się z rodzeństwem. Zna ich tylko z opowiadań mamy. Mamę poznała jako siedmiolatka, bo dopiero wtedy Annę Bielińską wypuszczono z więzienia.

- Zamieszkałyśmy kątem u jakichś ludzi – opowiada Augustyna. – Mama, jako element podejrzany, nie miała pracy. Żyłyśmy w strasznej biedzie. Nie było nic do jedzenia, ani do ubrania. Nie miałam butów i do szkoły chodziłam boso, ale tylko gdy było ciepło. Aby nie umrzeć z głodu zaczęłam śpiewać w cerkwi.

Zachorowała na Polskę

Augustyna wcześnie zaczęła pracować, wyszła za mąż za Rosjanina, Pawła. Był żołnierzem i ze swoją jednostką w 1957 został skierowany do Polski, do miejscowości Borne Sulinowo. Zabrał swoją młodziutką żonę.

- Mieszkaliśmy tam do 1962 roku i to były bardzo piękne lata – mówi Augustyna. – Śpiewałam w chórze, występowaliśmy w różnych polskich miastach. Tam urodził się mój syn Eugeniusz. Drugi syn Dimitrij przyszedł na świat już w Rosji, w Omsku. Obaj zostali marynarzami. Trzy lata temu Dima zginął.

Augustyny nie opuszczała myśl o powrocie do Polski. Mówi, że zachorowała na Polskę, zaczęła się interesować jej historią. Słuchała opowiadań mamy, która była coraz bardziej chora i bała się podróży. W 1998 roku wykupiła wycieczkę i z dwójką synów przyjechała do Warszawy, do rodzinnego miasta ojca. Szukali śladów rodziny Bieńkowskich. Nie znaleźli. Po śmierci mamy, w 2000 roku Augustyna rozpoczęła starania o prawo do zamieszkania z rodziną w Polsce na stałe.

Polak i patriota
- Ileż ja odbyłam wielogodzinnych podróży z Omska do polskiego konsulatu i ambasady w Moskwie, ale warto było – zapewnia Augustyna Larin.- W końcu wszystko załatwiłam i rok temu przyjechaliśmy do Szczecina, bo takie miasto nam zaproponowano. Mieszkanie dostaliśmy przy ulicy Piłsudskiego.

Augustyna przyjechała do Szczecina z synem Eugeniuszem, synową Aloną i wnukiem Damirem, który teraz jest po prostu Mirkiem. Syn jako mechanik pływa na różnych statkach, synowa jako kucharz pracuje w pizzerii, a wnuk chodzi do polskiej szkoły. - A ja podziwiam Szczecin, uśmiecham się do ludzi i jestem bardzo szczęśliwa – mówi Augustyna.

Krystyna Pohl
Fot. Andrzej Szkocki

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto