MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Jak pokonać swoje słabości i bariery. Opowiada Aleksander Doba

red.
archiwum
Moje podróże przez Atlantyk, to przecież nie jest all inclusive - mówi znany podróżnik Aleksander Doba.

Kilka tygodni temu miał Pan okazję odbierać w Waszyngtonie tytuł Podróżnika Roku 2015 przyznawany przez National Geographic, jakie to uczucie?

Odbieranie takiej nagrody, przyznawanej przez najbardziej prestiżowy magazyn podróżniczy na świecie, za którym stoi tak długa - ponad stuletnia historia, to wyjątkowe przeżycie. Odbieram to jako uhonorowanie moich wcześniejszych dokonań. Przyznam, że to jeden z najważniejszych tytułów i odznaczeń, jakie otrzymałem.

Co oznacza dla Pana to wyróżnienie?

Jestem dumny, że jako pierwszy Polak byłem nominowany. Cieszy również to, że głosy oddawano ze wszystkich stron świata, nawet z Australii czy ze Spitzbergenu. Z tym tytułem podróżuję obecnie po Polsce, popularyzując pasję podróżowania i ciekawości świata zarazem.

Co sprawiło, że kajakarstwo stało się pasją?

Turystyka kajakowa jest moją absolutną pasją od ponad 30 lat, a ponieważ zacząłem uprawiać ten sport dość późno, chciałem włożyć w niego więcej wysiłku. W efekcie przełożyło się to na rezultat 94 000 tysięcy przepłyniętych kilometrów.

Latał Pan na szybowcach, skakał ze spadochronem, jeździ na rowerze i jest Pan sternikiem jachtowym. Czy znajduje Pan czas na inne zainteresowania?

Nie mam klapek na oczach - również aktywnie uczestniczę w rajdach rowerowych, pieszych wędrówkach i rejsach żeglarskich. Kocham podróżować i docierać do różnych zakątków na wiele sposobów, poznawać coś nowego. Turystyka kajakowa to szczególna moja pasja. Uważam, że jest szalenie zaraźliwa. Całą rodzinę zaangażowałem w ten rodzaj aktywnego spędzania czasu. Acz przyznam, że jest we mnie trochę egoizmu, nie będę tego ukrywać, że czasem aby się spełniać trzeba ten pierwiastek egoizmu w sobie mieć. Do każdej wyprawy staram się przygotować jak najlepiej. Nawet do tych typowo turystycznych, jak np. tygodniowy pobyt z żoną w Paryżu. Hobby mojej żony jest uprawianie działki, i gdy nie jestem w podróży, bardzo chętnie pomagam. To rekreacyjna działka, gdzie moje wnuczki, Agatka i Ola w wieku 3 i 6 lat lubią poszaleć, a ich ukochany dziadek towarzyszy aktywnie dzieciom przy ich zabawach. Czuję się wtedy prawie ich równolatkiem.

Jak na Pana wyprawy reaguje rodzina? Żona próbuje namówić do zwolnienia tempa życia?

Gdy miałem już zaplanowaną wyprawę i przyszedł czas, by przekazać tę wiadomość mojej żonie, to przyznam, że burze tropikalne to nic w porównaniu z tym, co żona mi zgotowała z tego tytułu. Wiem, że mojej żonie i rodzinie nie jest lekko. Przed każdą wyprawą obiecuję żonie, że wrócę i zawsze wracam. Pasja jest silniejsza ode mnie. Z wykształcenia jestem inżynierem mechanikiem. Uważam, że to predestynuje do bycia dobrym projektantem podróży. Do organizacji podróży podchodzę twórczo, ale nie w sensie artystycznym, lecz twórczo i analitycznie. Moja pasja jest na tyle silna, że żona odpuściła już i dała zielone światło, by nie było niesnasek.

Wiemy, że podczas wyprawy miał Pan do dyspozycji telefony satelitarne, czy taki kontakt z bliskimi był wystarczający?

Istotnie, nie jest to wystarczający kontakt, ale bardzo ważny, bez tego byłoby mi trudniej. Ta świadomość, że mamy możliwość stałego łącza ze sobą ułatwia nam wszystkim tę rozłąkę i uspokaja, jest swego rodzaju remedium. Podczas ostatniej podróży co 10 minut sygnał z satelity dochodził do żony, więc była najlepiej poinformowana o moich kolejnych punktach na mapie podróży.

Jakie były najtrudniejsze i najniebezpieczniejsze momenty Pana spektakularnej przeprawy przez Atlantyk?

Druga wyprawa (październik 2013 - kwiecień 2014) między kontynentem Europy i Ameryki upłynęła mi pod znakiem 8 sztormów - jeden trwał aż 3 doby, a fale rosły do wysokości 9 metrów! Nawet 3,5 metrowy rekin nie był mi tak straszny, bardziej dokuczliwe były sztormy. Spałem przy uchylonym włazie, a tu nagle litr wody na głowę! Niestety wtedy nie najlepiej się śpi, bo od czasu do czasu fala uderza z impetem, w sumie spałem średnio 5 -6 godzin na dobę. Najdłużej udało mi się spać 3 godziny pod rząd. Ale bądźmy szczerzy, tego rodzaju podróż to nie jest all inclusive. Najtrudniejszym momentem w podróży była przerwa w łączności przez 47 dni(!). Miałem 2 telefony lecz w jednym wyczerpałem limit rozmów na karcie pre paid, a nie zdążyłem poprosić o zapłacenie kolejnej raty, a drugi był przez operatora niepodłączony, gdyż omyłkowo operator aktywował go komuś innemu. Jak na ironię, wszyscy - nie chcąc mi przeszkadzać, wysyłali jedynie smsy. Nikt przez ten czas nie zadzwonił do mnie, więc w rezultacie na półtora miesiąca zostałem skazany na kompletną, samotną ciszę.

Podczas wyprawy było coś, co szczególnie utkwiło Panu w pamięci?

Spotykałem się z różnymi stworzeniami. Proszę sobie wyobrazić, że czujecie na sobie czyjś wzrok. Na pewno nie raz macie takie uczucie, ja też tak poczułem, odwróciłem głowę i ujrzałem ogromnego wieloryba, który się we mnie wpatrywał z odległości nie więcej niż 20 metrów. Patrzę na niego, on - na mnie, po chwili wieloryb opłynął mnie wokół łódki, trwało to może kilka minut, nie zdążyłem zrobić nawet zdjęcia, bo tak byłem zafascynowany. Aby bardziej zobrazować, długość wieloryba wynosiła ok. 20 metrów, podczas gdy mój kajak miał 7 metrów długości!

Podróżując może Pan liczyć tylko na siebie. Jakie Pana cechy pomagają, a jakie przeszkadzają w samotnej wyprawie?

Decydując się na samotną, samodzielną wyprawę musiałem mocno przemyśleć, czego potrzebuję, by niczego nie zabrakło. Ważną rolę odgrywają tu umiejętności planistyczne, przewidywania oraz analitycznie podejście, bo nie można liczyć, że mi się uda. Ja musiałem być pewnym, że mi się uda i że mam wszystko, bo na oceanie sklepu nie uświadczysz. Jednak i tak - mimo dobrego przygotowania, nie wszystko można przewidzieć, gdyż żywioł sprawiał nieraz niespodzianki, np. awarie sprzętów. Wielu by się załamało i zrezygnowało po takich problemach i uciążliwościach, ale moja pasja podróżowania, pokonywania samego siebie, zmagania się z naturą jest silniejsza, dlatego nic nie jest w stanie odwieść mnie od zamiaru podróżowania.

Przemawia przez Pana ogromna siła. Skąd Pan ją czerpie?

To chyba właśnie ta pewność siebie i nierezygnowanie mimo różnych przeszkód. I wytrwałość w realizowaniu swoich pasji. Biorę udział w kampanii "Moje życie, moja pasja" i to trafnie podsumowuje, jaki jest mój stosunek do kajakarstwa i tego co robię.

Wspomniał Pan o kampanii - "Moje życie, moja pasja", której jest Pan bohaterem. Dlaczego zdecydował się Pan wystąpić w kampanii Bosmana?

Powód jest bardzo prosty - Bosman to marka, której wartości są mi bardzo bliskie. Bosman mówi o odwadze, wytrwałości w podążaniu do celu oraz o realizowaniu swoich pasji. To wszystko cechy, z którymi się utożsamiam i które są dla mnie ważne. Bosman to też część mojego regionu. Mieszkam w Policach - w Szczecinie i okolicach Browar Bosman i sama marka to już pewien symbol.

Poruszył Pan też kwestię wieku - ma Pan 69 lat. Wielu Polaków w tym momencie życia woli zostać w domu, poświecić się rodzinie lub zwyczajnie brakuje im sił. Skąd Pan czerpię energię i motywację do działania?

Moi rodzice rozbudzili we mnie chęć poznawania świata. Od zawsze też byłem ciekawy świata, wiedziałem, że chcę podróżować nie tylko palcem po mapie. Aby sprostać wyzwaniom, jakie towarzyszą nam stale w podróżach, podchodziłem empirycznie do wielu spraw, np. śpiąc zimą na balkonie w kajaku.

Co Pan jada w trakcie podróży?

Co jadam? Proste dania, najczęściej te liofilizowane, zalewam je wrzątkiem, nawet owoce tak spożywam. Gdybym miał podsumować mój sposób odżywiania, to jadałem na 4 sposoby, zalewając posiłek wrzątkiem lub ciepłą wodą bądź posiłek na sucho z wodą do popicia.

Jakie są Pana dalsze plany?

Następną podróż planuję na 14 maja 2016, wyruszę od strony Nowego Jorku, rzeką Hudson. Koniec podróży planuję w okolicach września. Sporo mediów będzie mi pewnie towarzyszyć na początku, szczególnie gdy zahaczę kajakiem okolice Statuy Wolności, a potem kierunek Azory i docelowo - Europa. Sam sobie podnoszę poprzeczkę, od podróży do podróży więcej wyzwań i pokonywania przeszkód. To mnie wzmacnia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Tanie linie trują! Ryanair i Wizz Air na czele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto