Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jacoba, Minę, Polę, Esterę, Sarę... połączyła przyjaźń

Robert Duchowski
Robert Duchowski
Zobacz Mina to ty, a to ja - mówi Pola i pokazuje zdjęcie sprzed pół wieku. - Pamiętam. Wycieczka do parku Kasprowicza. Kobiety nie kryją wzruszenia i jak dawniej wbiegają na drugie piętro szkoły imienia Icchoka Pereca szukać swojej klasy. Emigracja żydowska po latach odwiedziła Szczecin.

Jacoba, Minę, Polę, Esterę i Sarę połączyła przed laty szkolna ława i wielka przyjaźń. Ogromna, bo przetrwała antysemityzm, emigrację i pięćdziesiąt lat rozłąki. Dziś, gdy wracają do Szczecina, razem odkrywają swoje korzenie i cieszą się każdą wspólną chwilą. – Los rozrzucił nas po całym świecie. Teraz tam są nasze rodziny, domy i serca – mówią zgodnie. – Ale na pytanie skąd jesteśmy, zawsze odpowiadamy – z Polski.

Dzieciństwo na Niebuszewie

Dla Miny Gampel każda wizyta w Szczecinie jest wzruszająca. Pierwszy raz zdecydowała się 25 lat temu. Do dziś pamięta rozczarowanie i szarą rzeczywistość. Dopiero w ostatnich latach miasto nabiera barw.

– Szczecin zawsze będzie mi się kojarzył z beztroskim dzieciństwem, pierwszą miłością i przyjaciółmi – mówi. – Tu spędziłam swoje najmłodsze lata.

Wszystko zaczęło się tuż po wojnie. Wiele rodzin musiało szukać nowego domu i zaczynać wszystko od nowa. Szczecin 1946 roku świetnie się do tego nadawał, choć był zrujnowanym i opuszczonym miastem.

Właśnie wtedy rodzice Miny podjęli decyzję o zamieszkaniu tutaj, razem z ocalałymi dziećmi. Po ucieczce z rodzinnego Pińska i wojennej tułaczce po Rosji, Szczecin wydawał się spokojną przystanią. W podobny sposób znalazła się tutaj większość żydowskich rodzin z terenów byłego ZSRR. Dzisiejsze Niebuszewo było dzielnicą, w której osiedlało się najwięcej żydowskich rodzin. Wywalczona wolność dawała szansę na nowe życie.

– Zamieszkaliśmy na ulicy Żupańskiego, wzdłuż której rosły wielkie kasztanowce – wspomina Mina Gampel. – Doskonale pamiętam środowisko żydowskich rzemieślników. Mój ojciec był szewcem, więc był częścią tego klimatu.

W rok po wojnie przy Więckowskiego 13 (dziś Wyzwolenia) otwarto szkołę podstawową, która miała uczyć żydowskie dzieci.

– Tutaj mogliśmy czuć się swobodnie i nawiązaliśmy pierwsze przyjaźnie – mówi Mina. –Niektóre przetrwały do dziś.

Niedługo potem poznała Esterę Strahm, która mieszkała w centrum. Dziewczynki szybko znalazły wspólny język. Wkrótce do grona dołączyła Pola Klajman, Sara Nisenbaum i Jakob Shayer, z którymi Mina chodziła do klasy.

– W szkole czuliśmy się bardzo dobrze, nie mieliśmy żadnych problemów, a czas spędzaliśmy na zabawie i nauce – mówi Pola.

Jednak, zawiedzione polityką państwa, kolejne rodziny żydowskie opuszczały Szczecin w poszukiwaniu lepszego jutra. Wiele z nich traktowało miasto jako przystanek w drodze do szczęścia i upragnionej wolności. Wiele znalazło ją w Izraelu. Inni szukali na całym świecie. W szkole Pereca wciąż ubywało uczniów i nauczycieli, których rodziny wybierały emigrację.

– W naszych domach również zaczęło się mówić o wyjeździe – wspominają byli szczecinianie. – Nie zawsze powodem wyjazdu był antysemityzm, chociaż wielu z nas w tamtych czasach bało się o swoją przyszłość. Izrael był Ziemią Obiecaną i dawał nadzieję na prawdziwą ojczyznę.

Marzenia o Ziemi Obiecanej

Sara szczególnie zapamiętała jedną sytuację, która wydarzyła się w szkole. Była wtedy jeszcze bardzo małą dziewczynką i na lekcji biologii wraz z innymi dziećmi stała w kolejce do mikroskopów, których zawsze było za mało.

– Wtedy jedna z dziewcząt, która nie wiedziała, że jestem Żydówką powiedziała żebyśmy się nie pchali jak Żydzi na targu – mówi. – Może nawet nie miała nic złego namyśli, ale mnie bardzo zabolały jej słowa.

Mina nie chce pamiętać złych chwil.

– Nawet, jeśli kiedyś spotkałam się z uprzedzeniami, nie chcę o tym pamiętać – mówi. –Wrogość zawsze można pokonać życzliwością i tak starałam się robić.

Napięta sytuacja polityczna i nagonka prowadzona przez polskie władze odbiła piętno na wielu żydowskich rodzinach.

Szanse na normalną egzystencję w takich warunkach malały, a jedyną możliwością normalnego życia był wyjazd. Przyjaciele ze szkoły Pereca dorastali. Mina wyszła za mąż i do dziś wspomina swoje żydowskie wesele na podwórzu przy Żupańskiego.

– W „57 roku moja rodzina podjęła jednak ostateczną decyzję. Wyjechaliśmy wszyscy do Izraela – wspomina. – Tak rozstałam się z przyjaciółmi, z których część również poszła później tą drogą.

W Izraelu mieszkała 10 lat. Tam przyszli na świat jej trzej synowie. Dopiero w „67 roku podjęła decyzję o kolejnym wyjeździe, tym razem do Stuttgartu.

– Miały być dwa lata, a właśnie mija 40 – mówi. – Tutaj zaczęłam rozwijać swoje pasje malarskie i dziś jestem wykładowcą na Akademii Sztuk Pięknych.

Elwira musiała opuścić Szczecin w wieku 9 lat. Po stracie ojca wyjechała do Warszawy, tam została do matury.

– Znajoma zaproponowała mi żebym odwiedziła ją w Ameryce – mówi. – Pojechałam i los chciał, że tam poznałam swojego męża. Nie wróciłam już do Polski. Wyjechaliśmy razem do ojczyzny mojego męża, do Szwajcarii, gdzie mieszkamy do dziś.

- Dziś moją ojczyzną jest Izrael – mówi Sara. – Tam jest moja rodzina i do tego miejsca należy dziś moje serce. Nie wróciłabym do Polski, choć nawet po latach, gdy słyszałam hymn to często płakałam, bo Polska była moim domem.

Serce rośnie, gdy patrzy się na miasto

Od ich ostatniego spotkania minęło 50 lat. Wcześniej widywali się czasami, ale nigdy w tak dużej grupie. Dopiero w tym roku po raz pierwszy wspólnie zwiedzali Szczecin i szukali zapomnianej historii, której karty sami zapisywali przez lata.

– Ciężko odnaleźć dawny klimat – mówi Mina. – Nic już nie jest, jak kiedyś. Po kasztanach na mojej ulicy zostało tylko wspomnienie. Ale ludzie są bardziej otwarci i żyją swobodniej. Serce rośnie, gdy patrzy się na to miasto.

Jacob i Pola mieli szczęście. Odwiedzili swoje dawne mieszkania.

– Przyjęto nas bardzo miło – mówi Pola, która mieszkała przy Kołłątaja. – Przeżyłam bardzo wzruszający moment, gdy obecna właścicielka pamiętała, że tutaj umarł mój ojciec.

Cała piątka, mimo wielu lat rozłąki z Polską, świetnie radzi sobie z językiem. Najstarszy syn Miny też zna polski, jego młodsi bracia już tylko najważniejsze słowa. Dzieci Estery znają język, choć na co dzień nie używają go Sara kibicuje wnuczce, która chce zwiedzić kraj jej dzieciństwa. A oni rozmawiają po polsku, gdy tylko w wolnej chwili wykręcają swoje numery telefonów.
– Bardzo bym chciała przyjechać z dziećmi i pokazać im Polskę – mówi Mina. – Niczego nie trzeba żałować, tak miało być. A historia zatoczyła koło.

Żydzi w Szczecinie po II Wojnie Światowej

Po II wojnie światowej do Szczecina zaczęła napływać ludność żydowska, głównie repatrianci ze Związku Radzieckiego. Zamieszkali na Niebuszewie, Pogodnie i w Śródmieściu. Wówczas założono gminę żydowską oraz synagogę przy ulicy Niemcewicza. Lata 50. to znaczna emigracja członków gminy głównie do Europy Zachodniej, Izraela oraz USA. W latach 60. XX wieku na polecenie ówczesnych władz komunistycznych zamknięto cmentarz i zaczęto powoli zmniejszać jego teren, na którym utworzono park miejski. W1962 roku na cmentarzu odbył się ostatni pogrzeb. Obecnie w Szczecinie zostało kilkudziesięciu Żydów, istnieje Gmina Wyznaniowa Żydowska, w siedzibie której znajduje się synagoga i koszerna kuchnia wydającą dziennie 30 obiadów. W Szczecinie działa również Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto