Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ile czasu potrzeba na uleczenie szczecińskich dusz…

Robert Duchowski
Robert Duchowski
Rozmowa z Bogdanem Zdrojewskim, ministrem kultury i dziedzictwa narodowego.

– Możemy śmiało rozmawiać o Szczecinie. Spędził pan w przeszłości w naszym mieście sporo czasu…

– Moja rodzina osiedliła się tutaj we wczesnych latach po wojnie, więc od połowy lat 60. bywałem w Szczecinie często. Myślę, że spędziłem tu łącznie półtora roku. Mieszkaliśmy na Wałach Chrobrego, potem przyjeżdżałem też z córką, Karoliną nad jez. Głębokie. Mam do Szczecina wielki sentyment i cały bagaż ciepłych wspomnień. Choćby z rejsów Kometą…

– Tym łatwiej będzie panu porównać miasto, które zna z przeszłości, z tym, w którym spotykamy się dzisiaj.

– Z tej perspektywy wyraźnie widać, że Szczecin miał świetne i fatalne momenty w najnowszej historii. W latach 70. i 80. razem z Gdańskiem byliście dla Polaków synonimem okna na świat. Rozwijająca się żegluga i charakter portowy miasta otwierały przed miastem możliwości, o których w głębi kraju można było tylko pomarzyć. Z drugiej strony, przemysł stoczniowy budował siłę miasta, stanowił o jego charakterze. Polska zazdrościła Szczecinowi, a potem… to wszystko siadło. Gdy byłem tu w połowie lat 90., wszystko, co zobaczyłem było raczej powodem do smutnej refleksji. Od tej pory mieliśmy do czynienia przeważnie już tylko z silnymi podziałami politycznymi, brakiem wizji, całościowej koncepcji przyszłości tego urokliwego miasta, wyalienowanymi środowiskami. Tymczasem w wolnej Polsce inne miasta dostały jedno po drugim swoje okna na świat. I swoje szanse w większości wykorzystały.

– Nie czuję się w imieniu szczecinian tymi słowami przesadnie pokrzepiony…

– Było, rzecz jasna, wiele jaśniejszych momentów. W ostatnim czasie widać zresztą wyraźnie, że miasto rozpoczęło poszukiwanie swojej nowej, własnej drogi, rozpoczęły się starania o silniejszą identyfikację mieszkańców z miejscem, w którym żyją. Efekty będą szybko widoczne. Cieszą postępy w porządkowaniu polityki przestrzennej miasta, sporo dobrego dzieje się w kulturze. W Szczecinie musi powstać nowa filharmonia, macie piękną nową „Pleciugę”, cieszę się, że podczas mojej wizyty mogłem wreszcie potwierdzić, że w mieście powstanie akademia sztuki.

– Deklaracji tej szczecinianie spodziewali się wcześniej.

– Nie mogła paść, bo pierwsze przedstawiane propozycje cechowało sporo amatorszczyzny i były, powiedzmy po męsku, nie do przyjęcia. To były pobożne życzenia nie poparte merytorycznymi projektami i analizami. Ale to już za nami. Doszło do porozumienia pomiędzy zainteresowanymi środowiskami, samorząd wesprze akademię potężnym wianem. W tej sytuacji rząd podjął pozytywną dla Szczecina decyzję i poparł projekt, który kosztował będzie 18 mln zł rocznie. I dobrze się stało. W przypadku uczelni artystycznych, północno-zachodnia część kraju jest białą plamą na mapie. To się właśnie zaczęło zmieniać. Macie niepowtarzalną szansę na budowanie akademii sztuki od podstaw. Już dzisiaj warto myśleć, by była otwarta dla profesorów i studentów z całej Europy, tworzących nową jakość, która będzie wyróżniać Szczecin spośród innych uczelni artystycznych o bogatszej historii.

– Jaka marka kojarzy się panu najmocniej ze współczesnym Szczecinem? W mieście odmiesięcy trwa dyskusja nad tym, wokół jakich elementów budować jego wizerunek…

– Marka? Szczecińska Pogoń oczywiście. Trzeba o nią dbać i cierpliwie odbudowywać. Wydaje mi się jednak, że nie ma dzisiaj dobrego pomysłu na nowoczesny image Szczecina. Być może poszukiwanie jednego konkretnego skojarzenia nie jest po prostu właściwe? Miasto funkcjonuje w świadomości Polaków od lat jako otwarte na świat, na uniwersalne wartości, na ludzi… Paradoksalnie strzałem w dziesiątkę okazać może się nie odnalezienie jednego wizerunku, ale ich wielość i różnorodność. Tak czy inaczej, budując image miasta należy wszystkie działania kierować przede wszystkich do jego mieszkańców. Jeśli będą przekonani, nie będzie lepszych ambasadorów nowej marki Szczecina.

– „Ambasadorzy” póki co mają w kraju, sami o sobie zresztą też, opinię malkontentów…

– To się daje zauważyć. Podczas spotkania na Łasztowni, w którym uczestniczyło około 200 osób, dotarło do mnie, że stoję na najsmutniejszej sali w Polsce. Nie chodzi o to, że w powietrzu gęsto było od pesymizmu. Raczej od sceptycyzmu, braku wiary, czy lekkiego braku identyfikacji z własnym miastem. Znam ten klimat z Wrocławia, z przełomu lat 80. i 90. Wrocławianie powszechnie deklarowali wówczas, że chcą opuścić swoje miasto, dziś 85 procent twierdzi, że są z niego dumni.

– Ile zatem czasu potrzeba na uleczenie szczecińskich dusz?

– Po dziesięciu latach konsekwentnej pracy Szczecin stanie się istotną metropolią w tej części Europy.

ROZMAWIAŁ MACIEJ GŁADYSIEWICZ

Zdjęcie: Podczas spotkania na Łasztowni minister Zdrojewski potwierdził, że w Szczecinie powstanie akademia sztuki. Informacja ucieszyła m. in. posła Sławomira Preissa (w pierwszym rzędzie), który od dawna lobbował w imieniu szczecinian na rzecz akademii.

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto