I Dyktando Uniwersyteckie zorganizowano w ramach obchodów Jubileuszu XXX-lecia Uniwersytetu Szczecińskiego.
- Superbohaterką tej historii jest Marzena, mieszkanka Piwnicznej-Zdroju
na Sądecczyźnie, od niemowlęctwa marząca o bażynowych wrzosowiskach na wybrzeżu
Bałtyku - to pierwsze zdanie jakie musieli zapisać uczestnicy dyktanda. Wielu z nich przyznało, że nie było łatwe. Potwierdziła to także jego autorka - prof. Ewa Kołodziejek z Poradni Językowej Uniwersytetu Szczecińskiego.
- Otwarta formuła ortograficznych zmagań wiązała się ze zdobyciem zaszczytnego tytułu Uniwersyteckiego Mistrza Ortografii oraz cennych nagród finansowych: pierwsza nagroda to 3 tys. zł, druga to 2 tys. zł, a trzecia 1 tys. zł. Inicjatorką i autorką I Dyktanda Uniwersyteckiego jest prof. Ewa Kołodziejek. Dyktando będzie miało charakter cykliczny - informuje Julia Poświatowska, rzeczniczka prasowa Uniwersytetu Szczecińskiego.
Najlepiej z dyktandem poradził sobie Aleksander Meresiński z Kielc, II miejsce zajął Marek Szopa z Gorzowa Wielkopolskiego a na trzecim znalazł się Maciej Kajzer z Bielska Białej.
Wyróżnienie dla najlepszego uczestnika z województwa zachodniopomorskiego otrzymał Jakub Zaryński ze Świnoujścia.
I Dyktando Uniwersyteckie trwało około 45 minut. Prace uczestników sprawdzało jury konkursu, w skład którego weszli pracownicy Poradni Językowej Uniwersytetu Szczecińskiego: prof. dr hab. Ewa Kołodziejek, dr Maria Kabata oraz dr Rafał Sidorowicz. Zespół oceniający tworzyli językoznawcy z Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa Wydziału Filologicznego US, natomiast w skład zespołu wspomagającego weszli członkowie Koła Młodych Językoznawców US.
Zwycięzcom nagrody wręczyli: prof. Jacek Styszyński – prorektor ds. kształcenia US, prof. Ewa Kołodziejek, prof. Jolanta Ignatowicz-Skowrońska – dyrektor Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa oraz dr Piotr Bartoszewski – zastępca dyrektora firmy ENERGOPOL (sponsor nagród).
Do udziału w zabawie zaproszone zostały również osoby znaczące dla miasta i regionu, które walczyły w osobnej grupie VIP, a wśród nich m.in.: Marek Duklanowski − radny Miasta Szczecin, który okazał się najlepszy w tej grupie, Anna Garlicka – zastępczyni dyrektora Teatru Lalek "Pleciuga”, Jacek Jekiel − dyrektor Opery na Zamku, prof. Stanisław Flejterski z Wydziału Zarządzania i Ekonomiki Usług, prof. Danuta Umiastowska – Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego na US (Wydział Kultury Fizycznej i Promocji Zdrowia) oraz prof. Krystyna Brzozowska – prodziekan ds. nauki Wydziału Zarządzania i Ekonomiki Usług US.
Uczestnicy konkursu usłyszeli tekst związany tematycznie ze Szczecinem i Pomorzem, co miało podkreślać regionalny charakter tego przedsięwzięcia. Oto treść dyktanda:
Marzena z gór i znad morza
Superbohaterką tej historii jest Marzena, mieszkanka Piwnicznej-Zdroju na Sądecczyźnie, od niemowlęctwa marząca o bażynowych wrzosowiskach na wybrzeżu Bałtyku. "Niechbym tam – myślała – i bez jedzenia, i bez picia była, bylebym mogła studiować filologię polską w Szczecinie i poznać jakiegoś marynarza, herkulesa oceanów, eksplorującego na trawlerze Morze Południowochińskie!”. Nieustannie prosiła ojca o zgodę, aż w końcu huknął poirytowany jej nużącymi narzekaniami na życie Sądeczanki: "A jedźże już sobie w te morskie odmęty!”. Potem, dla uspokojenia nerwów, zatrąbił na sczerniałej trombicie.
Więc Marzena hop-siup! – pojechała! W Szczecinie na próżno szukała plaży i morza, ale tuż-tuż obok swojego mieszkania znalazła zachwycające miejsca: Jasne Błonia, Bramę Portową i basztę Siedmiu Płaszczy, i pomnik Sediny, i muzeum Centrum Dialogu "Przełomy”, a nade wszystko cud-budynek szczecińskiej filharmonii. Dalibóg, nie spodziewała się tak radykalnej odmiany swego ponadsiedemnastoipółletniego życia. Rok akademicki rozpoczęła w euforii, bo nie tylko studiowała arcyciekawą polonistykę, ale też w pubie vis-à-vis akademika poznała pół Amerykanina, pół Azjatę, niesfrancuziałego jak większość tych niby-herosów studenta Akademii Morskiej. Nowo poznany był wegetarianinem uwielbiającym żętycę, smakoszem jarmużu, marchwi, cukinii, dyni, cykorii i szałwii. Ponadto na każde śniadanie pożerał małże, przegrzebki, a nawet słodkowodne szczeżuje i skójki unurzane w oliwie. Notabene, nie pozwalał Marzenie spożywać pizzy i cheeseburgerów z lokalnego McDonalda. "Ależ to fantastyczna i nisko-, i wysokobiałkowa dieta cud – myślała Marzena – chapeau bas!”.
Nierzadko przemierzali wszerz i wzdłuż zszarzałe portowe uliczki albo słuchali rockandrollowych koncertów na Nabrzeżu Wieleckim. Jednak pewnego dnia, patrząc w szarobłękitne oczy narzeczonej, hiperprzystojny quasi-marynarz wyszeptał: "Adieu!”. I rozpłynął się w nieprzeniknionej mgle...
Policja podsumowała majówkę na polskich drogach
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?