Po liście od Czytelnika, który powiadomił nas o problemie, w sierpniu pojechaliśmy na osiedle Keja przy ul. Grochowej, by zebrać informacje o zdewastowanym polonezie. Od gospodarza osiedla dowiedzieliśmy się, że rozsypujące się auto zalega na parkingu od dwóch lat i nikt nie wie, jak je stąd zabrać. Sprawę przekazaliśmy straży miejskiej, która rozłożyła ręce i powiedziała, że wrakiem powinna zająć się spółdzielnia. Ta mimo, że jest w upadłości podjęła się usunięcia samochodu. Nie udało się.
- Próbowaliśmy zabrać go lawetą – mówi Andrzej Kowalewski, administrator spółdzielni „Chrobry”. – Niestety do tego wymagane są dokumenty pojazdu, dowód rejestracyjny. W związku z tym, że nie ustalono miejsca pobytu właściciela, nie mieliśmy od niego dokumentów. Byliśmy gotowi dać nawet te 900 złotych na zezłomowanie pojazdu, ale w świetle prawa nie mogliśmy tego zrobić.
Sprawdziło się stare przysłowie: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. W tej sytuacji skorzystali ci, którzy na zniszczonym wraku postanowili zarobić.
- Po pani artykule, wrakiem samochodu zainteresowali się miejscowi złomiarze i w ciągu dwóch tygodni kawałek po kawałku samochód rozebrali i wywieźli – pisze w liście do redakcji pan Bartosz, który zgłosił nam temat. - Wrak został rozebrany do przysłowiowej ostatniej śrubki. Dziękuję za zainteresowanie w tej sprawie. Okoliczni złomiarze są zapewne zadowoleni z zarobku a właściciel z pozbycia się kłopotu. Dziwne jest w całej sprawie tylko to, że spółdzielnia, straż miejska i inne służby powołane do pomagania mieszkańcom wykazały się taką nieudolnością.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?