Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Głusi są dumni z własnej kultury. Język polski jest dla nich często językiem obcym

Hubert Rabiega
Hubert Rabiega
Dla znacznej części głuchych Polaków pierwszym językiem nie jest język polski, ale PJM, czyli polski język migowy (zdjęcie ilustracyjne)
Dla znacznej części głuchych Polaków pierwszym językiem nie jest język polski, ale PJM, czyli polski język migowy (zdjęcie ilustracyjne) Fot. Łukasz Kaczanowski
Dla sporej części głuchych i niesłyszących Polaków język polski jest językiem obcym. Nie rozumieją go, bo wielu z nich nigdy nie usłyszało ani słowa albo słyszą mowę polską w bardzo zniekształcony sposób. Mają jednak swój własny język – migowy, który jest podstawą ich odrębnej kultury, z której są dumni.

Kim są właściwie głusi, niesłyszący i niedosłyszący? Z medycznego punktu widzenia łączy ich ubytek lub nawet całkowity brak słuchu, co pociąga za sobą trudność w płynnym mówieniu (artykulacji słów). Poza tym wspólnym medycznym mianownikiem są tak samo różni, jak różni są ludzie z innych grup społecznych i zawodowych. Mieszkają w miastach i na wsiach. Wykonują zawody proste i wymagające wysokich kwalifikacji. Uczą się, pracują, mają rodziny i dzieci, prowadzą normalne życie. Są wśród nich zupełnie głusi od urodzenia, osoby z głębokim niedosłuchem, z umiarkowanym i lekkim. Środowisko nie jest jednorodne.

O noszących aparaty słuchowe mówi się potocznie, że są "zaaparatowani". Z kolei o tych, którzy mają wszczepiony implant ślimakowy mówi się, że są zaimplantowani (implant wszczepia się chirurgicznie u osób z obustronną głuchotą lub obustronnym głębokim niedosłuchem). Osoby słyszące nazywane są przez głuchych słyszakami (nie jest to słowo pejoratywne).

Duma Głuchych

Wielu głuchych wcale nie myśli o sobie jako o osobach, którym czegoś brakuje (słuchu). Nie identyfikują się też często jako osoby niepełnosprawne (bo czują się w pełni sprawni). Mają swój język i kulturę i są z niej dumni (stąd w anglojęzycznych tekstach o Głuchych można natrafić na hasła typu deaf pride – duma głuchych czy deaf power – siła głuchych).

– Wielu głuchych nie postrzega siebie jako niepełnosprawnych – wręcz przeciwnie, mówią o sobie: „Jestem głuchy i jestem z tego dumny, to jest moje dziedzictwo. Ja to przekażę swoim dzieciom. Chciałbym, żeby moje dzieci były głuche.” Oni widzą w tym wartość, a nie tylko deficyt słyszenia tak od strony medycznej – mówi Rafał Dziurla, psycholog i psychoterapeuta, autor publikacji i badań z zakresu psychologii rehabilitacji.

– Jeśli brak słuchu jest potraktowany pozytywnie, wówczas można wokół takiej cechy budować pozytywną tożsamość i w konsekwencji lepiej funkcjonować społecznie, w tym zawodowo. Osoby głuche z pozytywnie zbudowaną tożsamością potrafią zawalczyć o swoje potrzeby i otwarcie powiedzieć, że muszą skorzystać z tłumacza, albo że należy do nich mówić w określony sposób, by mogły zrozumieć rozmówcę – dodaje naukowiec.

W przeszłości miejsce niesłyszących i głuchych w społeczeństwie było bardzo mocno uzależnione od decyzji lekarzy i specjalistów, którzy określali, jak z takimi osobami postępować, gdzie je umieszczać. Zalążki kultury Głuchych (Głuchy pisany wielką literą oznacza przynależność do tej kultury) powstawały w specjalnych ośrodkach, w których edukowano takie osoby (zmuszając do nauki języka fonicznego). Wcześniej rozproszeni i osamotnieni głusi spotykali w takich miejscach osoby podobne sobie – mniej lub bardziej wykluczone ze świata dźwięków, niesłyszące. W takich miejscach wykuwały się zasady i normy zachowań tego środowiska oraz przede wszystkim język migowy.

Z czasem Głusi poczuli siłę swojej grupy i zaczęli domagać się poszerzania swojej przestrzeni praw i możliwości decydowania o swoim losie. Tak właśnie rodził się na Zachodzie ruch emancypacji Głuchych, który można streścić w dobrze znanym w Polsce haśle „nic o nas bez nas”. Głusi zaczęli się domagać także uznania ich za mniejszość - w końcu mają własny język i własną kulturę, w ramach której powstaje nawet poezja. Do dziś żywa jest w USA tradycja marszów Głuchych, którzy przypominają o swoim istnieniu, domagają się równouprawnienia oraz pokazują, że są pełnowartościowymi obywatelami.

Kultura Głuchych, która najmocniej rozwinęła się na Zachodzie, obecna jest też w Polsce. Pielęgnowana jest m.in. wśród uczniów i wychowanków specjalnych ośrodków szkolno-wychowawczych dla głuchych, Polskim Związku Głuchych oraz w wielu stowarzyszenia i fundacjach.

Język migowy

Dla tych, którzy żyją w świecie ciszy albo dźwięków mocno zniekształconych, naturalnym sposobem codziennej rozmowy nie jest język foniczny oparty o dźwięk, lecz język migowy, czyli słowa wyrażane gestami rąk, mimiką, ruchami warg i ciała.

Nie istnieje jeden ogólnoświatowy język migowy. Osoby głuche na całym świecie używają szacunkowo od 130 do nawet 300 różnych języków migowych. Istnieje m.in. amerykański język migowy (American Sign Language, ASL), a także brytyjski, australijski, francuski, hiszpański, meksykański, japoński, chiński, arabski czy ukraiński.

Dla polskich głuchych językiem codziennej komunikacji jest polski język migowy, nazywany często skrótem PJM. To jest język naturalny. Nie należy go mylić z SJM, czyli systemem językowo-migowym (językiem miganym), który jest sztucznym systemem komunikacji stworzonym przez słyszących surdopedagogów w celu uczenia głuchych polszczyzny. W praktyce spotykany jest także pidżyn, czyli język, który łączy elementy PJM i SJM.

Wszystkich niesłyszących i głuchych dotyczy problem komunikacji i braku dostępu do informacji

– Głównym problemem osób niesłyszących jest komunikowanie się z osobami słyszącymi oraz brak dostępu do szeroko pojętej informacji oraz do kultury – podkreśla prezes Fundacji Pomocy Dzieciom Niedosłyszącym Echo Aleksandra Włodarska vel Głowacka. – Różnorodność społeczności osób niesłyszących i głuchych też jest poniekąd problemem, bo każda z grup ma swoje potrzeby – dodaje.

– Niezależnie od tego, jaki jest ubytek słuchu, wszystkich dotyczy problem komunikacji i braku dostępu do informacji. Nawet osoby korzystające z implantu, osoby rehabilitowane oraz te, które mają świetne aparaty słuchowe i wszystkie wspomagające systemy – w hałasie, np. gdy trwa rozmowa wielu osób przy jednym stole, już się nieco gubią – mówi Włodarska vel Głowacka.

– Każde urządzenie, nawet najlepsze, jest tylko, brzydko mówiąc, protezą słuchu. W chwili, gdy zdejmiemy aparat słuchowy, zdejmiemy procesor implantu ślimakowego, wraca głęboki niedosłuch. Bateria od aparatu słuchowego może się wyczerpać, procesor implantu może się zepsuć. Co wówczas? Dlatego także takim osobom i ich rodzinom potrzebny jest język migowy, który niezależnie od sprawności urządzeń wspomagających słyszenie, będzie sposobem na porozumienie się np. z rodziną – wskazuje.

Uczniom niesłyszącym trzeba najpierw lekturę przetłumaczyć na język migowy

Włodarska vel Głowacka zwraca też uwagę na problem z edukacją dzieci i młodzieży głuchej. – W szkołach nadal nie mamy dwujęzyczności [chodzi o język migowy i polski – red.]. Język migowy ciągle nie jest uznany. Nie ma certyfikacji państwowej – to też jest problem. Nie ma nawet obowiązku zatrudnienia w szkołach dla niesłyszących i głuchych nauczycieli, którzy znają polski język migowy – mówi szefowa Fundacji Echo.

Wtóruje jej Anna Hummel, nauczycielka języka polskiego ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Głuchych im. Jana Siestrzyńskiego w Warszawie, osoba słysząca, wieloletnia wiceprezeska Stowarzyszenia Tłumaczy Polskiego Języka Migowego. – Głównym problemem jest to, że cały czas język migowy nie jest uznany jako język mniejszości. To oznacza, że niesłyszący i głusi muszą przejść taki sam proces edukacyjny, jak słyszący Polacy. To jest ogromne wyzwanie i dla mnie jako nauczycielki i dla uczniów i uczennic, bo oni muszą przygotować się do tej samej matury w tym samym czasie, co słyszący rówieśnicy – mówi Hummel.

– Uczniom i uczennicom słyszącym nikt nie każe czytać „Zbrodni i kary” po rosyjsku, ani Szekspira po angielsku. Tymczasem uczniom i uczennicom niesłyszącym trzeba najpierw lekturę przetłumaczyć na język migowy, żeby ją dopiero potem przeanalizować. W ten sposób pracujemy z każdą lekturą, a to zabiera mnóstwo czasu. Uczniowie i uczennice niesłyszący, dla których język polski jest często językiem obcym oraz słabo znanym, mają tyle samo czasu na poznanie lektur, co uczniowie i uczennice słyszący, którzy płynnie znają język polski – wyjaśnia nauczycielka. – W liceum dla słyszących w czasie toczącej się lekcji uczniowie i uczennice jednocześnie słuchają i notują. Głusi uczniowie i uczennice tego nie zrobią. Dopóki patrzą na nauczyciela, nie notują. Jeśli notują, to ja przestaję mówić (migać) i zatrzymuje się dyskusja o lekturze. Muszę uczniom i uczennicom wydzielić osobny czas na sporządzenie notatek – dodaje.

Według Hummel, rozwiązaniem tego problemu nie powinno być wydłużenie okresu edukacji dla uczniów niesłyszących, bo nie powinno się ich "karać" za to, że nie znają dobrze języka, którego dobrze nie słyszą. – Raczej sugerowałabym odchudzenie programów nauczania, które bylibyśmy w stanie rzetelnie zrealizować. W programie i wymogach powinny pozostać rzeczy, które uznajemy za niezbędne dla ogólnego wykształcenia Polaka – postuluje. – Potrzebne byłoby uznanie, że język migowy jest pełnowartościowym językiem, a głusi są mniejszością. Wówczas głusi mogliby język polski opanowywać tak jak inne mniejszości – wyjaśnia nauczycielka.

Nie jestem dziwakiem, nie jestem inny i nareszcie jestem wśród swoich

Pytana o ocenę nauczania włączającego, które jest wdrażane w polskiej oświacie, Hummel odpowiada, że nauczyciel wspomagający w takich klasach integracyjnych nie jest nauczycielem migającym, więc te dzieci często są odcięte od języka migowego, a co za tym idzie "ich rozwój intelektualny też często jest po prostu marny, bo oni nie słyszą tego, co się na tej lekcji dzieje i nie są w stanie przyswoić treści nauczanych". – Częsty jest też nacisk rodziców uczniów słabosłyszących, by nie uczyć takiego dziecka języka migowego, żeby było to czytanie, odczytywanie mowy z ust lub radzenie sobie ze słuchu – wskazuje Hummel.

– Do nas często na etapie licealnym trafiają uczniowie i uczennice po edukacji masowej, integracyjnej. Zwykle są to uczniowie i uczennice gorzej przygotowani intelektualnie do pracy na poziomie liceum niż po szkołach dla głuchych. Może trochę lepiej znają język polski w piśmie, ale nie jest to taka różnica, której się nie da nadrobić. No i przede wszystkim po raz pierwszy w życiu mówią: nareszcie mam kolegów takich jak ja, nie jestem dziwakiem, nie jestem inny i nareszcie jestem wśród swoich i mogę nawiązywać przyjaźnie, śmiać się, bawić i czuć się u siebie – mówi pedagog ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Głuchych.

lena

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Głusi są dumni z własnej kultury. Język polski jest dla nich często językiem obcym - Portal i.pl

Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto