Nie wie, czy jest najstarszą z urodzonych w naszym mieście szczecinianek. Gertruda Rybak urodziła się 1917 roku, w Podjuchach. Jako nastolatka pracowała w fabryce sztucznego jedwabiu w Żydowcach.
– To był piękne czasy – wspomina. – Zawsze po wypłacie bawiłyśmy się z koleżankami na potańcówkach.
Pani Gertruda uwielbia tańczyć.
– Babcia była świetną tancerką – mówi z uśmiechem Darek Rybak. Jak twierdzi Gertruda, najlepsze zabawy były w noc sylwestrową. – Kiedyś to były bale – mówi. – Bardzo huczne, wspaniałe. Często bawiliśmy się z mężem w pobliskiej szkole na Floriana Szarego.
Ostatniego sylwestra pani Gertruda spędziła w domu razem z synem.
– Pooglądaliśmy telewizję, poczekaliśmy do północy i poszliśmy spać – mówi. – Cieszę się że nie byłam w tę noc sama.
Mieszka w małym mieszkaniu w Podjuchach. Na drzwiach wejściowych wisi duża kartka „Nie otwieraj drzwi obcym”.
– Wnuczek mi to powiesił – tłumaczy. – Kilka miesięcy temu okradli mnie. Zabrali całą emeryturę, nawet na chleb nie miałam. Kiedyś było inaczej, ludzie byli milsi.
Ze łzami w oczach Gertruda wspomina czasy młodości. Przed wojną z całą rodziną mieszkała na Krzemiennej. Dziś na miejscu dawnego domu jest plac zabaw. Starego Miasta pani Gertruda nie pamięta zbyt dobrze.
– Wszystko się pozmieniało – mówi. – To już nie jest ten sam Szczecin. Gdybym chciała go zwiedzić, zapewne szybko bym się zgubiła. Czasami z synem przejeżdżamy przez miasto samochodem. Opowiada mi, co ostatnio wybudowali. Muszę przyznać, że miasto jest śliczne.
Gdy Gertruda miała 19 lat poznała swojego pierwszego męża. – Był przystojnym wojskowym – wspomina. – Pobraliśmy się przed Bożym Narodzeniem 1936, zaraz potem mąż dostał powołanie do wojska.
Kilka miesięcy później urodził się Eugeniusz. Kiedy wybuchła wojna Gienio miał 2 lata. Mąż Gertrudy zginął na froncie. Młodą mamą i wdową zaopiekowała się rodzina.
– W 1945 musieliśmy opuścić Podjuchy – opowiada. – Kilka miesięcy spędziliśmy pod Berlinem, później wróciliśmy do Szczecina. To mój dom. Moje miasto...
Ten czas Gertruda wspomina z bólem. – Ulice były puste, a większość budynków zniszczonych. Nie chciałam tu wracać, ale ojciec stwierdził, że jesteśmy Polakami i tu jest nasz dom, więc zostaliśmy.
Rodzina zamieszkała w nowym mieszkaniu przy ul. Metalowej. Powoli powstawały nowe budynki, sklepy, szkoły.
– Dziś jest tu wszystko – mówi Gertruda. – Cieszę się, że tu mieszkam, to jest moje miejsce. Tu się urodziłam i tu doczekam ostatnich dni.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?