Jeden z mieszkańców zadzwonił do prezesa spółdzielni o 6 rano i zagroził, że pokaże, co może zrobić, gdy spółdzielnia nie odblokuje mu wody. Odcięto ją, bo zalewał mieszkanie pod nim.
Zaczął demontować rury. Przed mieszkaniem postawił kanister z benzyną. Przez lokal prowadzi rura gazowa. Demontaż rur groził wybuchem. Spółdzielnia powiadomiła policję.
Na miejsce zjechało się kilkanaście wozów policyjnych, straży pożarnej i miejskiej, pogotowia energetycznego i gazowego oraz karetka pogotowia. Ewakuowano mieszkańców.
- Te psy ciągle ujadają, gryzą - mówi sąsiadka lokatora. - Dokucza też fetor wydostający się z mieszkania.
Lokator odmówił wpuszczenia policjantów do mieszkania, w którym miał hodowlę dobermanów.
Po całej akcji okazało się, że miał 18 dorosłych sztuk i kilkanaście młodych oraz kilkanaście kotów.
- Trzy lata temu, gdy udało się wejść do mieszkania, trzymał tam 63 psy - mówi prezes spółdzielni, Bernard Cieloszyk. - To mieszkanie nie należało do niego, a do byłej żony. On nie chciał się wyprowadzić, nie płacił czynszu, a ta pani - jako właściciel - ponosiła koszty. Od 6 miesięcy toczy się sprawa o eksmisję.
Na lokatora skarżyło się wielu mieszkańców bloku. Na hałas, groźbę pogryzienia i robactwo, wydostające się z mieszkania. Psy załatwiały się na gazety.
- Jak czasami wychodził, to strach było wyjść na podwórko - mówi starszy pan wyprowadzający swojego pieska. - Terroryzował mieszkańców, wszyscy się go bali.
Segregator ze skargami na lokatora jest bardzo gruby. Pisma gromadzone są od kilku lat.
- Od kilku lat nie możemy sobie poradzić z tym panem - mówi Tomasz Czapliński, przewodniczący rady nadzorczej. - Kuriozalne jest to, że interweniowaliśmy w policji, prokuraturze, Sanepidzie, w organizacjach dbających o zwierzęta i znikąd pomocy.
Pracownik spółdzielni opowiada, że zaniósł do Sanepidu słoik z robakami, które wydostawały się z mieszkania lokatora.
- Psy załatwiały się na gazety, fetor było czuć na całej klatce - mówi. - W sanepidzie odmówili interwencji i zagrożono, ze za bród w spółdzielni ukarzą prezesa.
Atmosfera na podwórcu była bardzo nerwowa. Negocjatorzy policyjni zostają podniesieni wysięgnikiem strażackim na wysokość okna, w którym lokator spokojnie przyglądał się zamieszaniu, które spowodował. Długo namawiają go do otworzenie mieszkania. W końcu zgadza się i otwiera dziwi.
- Gdy weszliśmy, widok był przerażający - opowiada Ryszard Ostrowski ze szczecińskiego schroniska, które zabrało psy. - Mieszkanie kompletnie zdemolowane, zanieczyszczone odchodami, smród, fetor, przerażone, a przez to agresywne zwierzęta.
Z mieszkania wyprowadzono około 40 psów, w tym 18 dorosłych.
Lokator został zbadany na miejscu przez lekarzy, którzy nie znaleźli podstaw psychicznych do zatrzymania go. Przewieziony został na komendę Niebuszewo. Trwa przesłuchanie. Nie wiadomo czym się skończy.
Dwa lata temu po podobnej akcji, przeprowadzonej przez straż miejską na działce, gdzie też trzymał psy, godzinę po zwolnieniu go odebrał psy ze schroniska.
Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook

NaM - Podlaskie ligawki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?