Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ekshibicjonizm po polsku. Facebook to za mało. Trzeba szukać dalej

Alicja_MR
Alicja_MR
Alicja_MR
"Nie ma cię na Facebooku to nie żyjesz". To z pozoru błahe powiedzenie utarło się już wśród społeczeństwa. To taka sama moda, jaka kiedyś portal nasza-klasa.pl. Czy aby na pewno? Wydaje się, że jednak to coś więcej.

Alicja Wirwicka
[email protected]

Facebook stał się naszą drugą rzeczywistością. Zaczynamy żyć w niej, a właściwie żyć nią. Czujemy potrzebę dzielenia się wszystkim. Zdjęcia z wakacji to już za mało. Dobrze określiła to jedna z moich redakcyjnych koleżanek. Na swojej "tablicy" napisała:

"Ale co ja mam pisać na tym fejsbuku? Nie mam dzieci ani miliarda zdjęć z wakacji. Mój sens istnienia jest tu zaburzony!"

Tak zwana tablica i możliwość zmiany statusów daje nam nieograniczone pole kreowania własnego wizerunku, a nawet rzeczywistości. O czym piszemy na Facebooku? Właściwie o wszystkim, o zdanych egzaminach, nowych związkach, podjętej pracy, a nawet... o śmierci bliskiej nam osoby.

"Byłeś jednym z najwspanialszych ludzi na tym świecie. Nigdy nie zapomnę, że to Ty udawałeś świętego Mikołaja. Teraz jesteś tam z Mamcią i Babcią żeby nad Nami czuwać. Kocham Cię Dziadziuś [*]" - pisze na swojej tablicy Ania.

Samotność w tłumie

Dlaczego potrzebujemy dzielenia się na swoimi radościami i smutkami z setkami wirtualnych znajomych?

- To jest nowy rodzaj samotności, samotności w tłumie - mówi dr Dariusz Piechota, trener biznesu, szczeciński wykładowca. - Nawet nie zauważyliśmy momentu, kiedy przeszliśmy z naturalnej bezpośredniej rozmowy do sms'ów i innego rodzaju komunikatorów. Kompletnie pozbawioną czegokolwiek, emocji. Facebook daje nam poczucie, że możemy wejść do społeczności, a następnie z niej wyjść, jeśli przestanie nam odpowiadać. Ale to wszystko nie jest takie proste. Aby usunąć nasz profil z Facebooka musimy zrobić ponad 2,5 tysiąca kroków, a i tak nasze dane pozostaną na serwerach portalu społecznościowego.

Zdaniem specjalistów ta samotności determinuje w nas konieczność uzewnętrzniania swoich obaw, radości i smutków na forum dużej grupy. Poszukujemy wsparcia, akceptacji, pocieszenia. Dlatego coraz częściej Facebook staje się rodzajem terapii dla użytkowników.

- W moich czasach, kiedy przeżywało się osobistą tragedię szło się z kumplami na picie - mów dr Piechota. - Dziś boimy się swoich emocji, rozmów o nich. Boimy się okazywać łzy bezpośrednio drugiej osobie. Facebook jest formą ucieczki. Wpojona zasada anonimowości w internecie pozawala nam na ukazywanie więcej niż w realnym świecie.

W roku 2009 amerykańscy psychiatrzy, zaniepokojeni skutkami e-zakupów, e-hazardu i pornografią dziecięcą w sieci, przeprowadzili jedno z największych na świecie i najbardziej spektakularnych badań.

Analizowano nawyki internetowe dziesięciu milionów Amerykanów. Wyniki okazały się bardzo niepokojące. Okazuje się, że w świecie wirtualnym wyolbrzymiamy swoje możliwości, jesteśmy zarozumiali wobec innych, mamy jakby inną moralność, jesteśmy impulsywni i mamy skłonność do dziecinnych zachowań.

Czy to jeszcze ja?

Kim zatem na tym Facebooku jesteśmy? Czy to nadal my, czy nasze awatary, które tworzymy niczym postacie w grach? W końcu to, że wrzucamy kilka zdjęć z imprez nie determinuje nas jako nieodpowiedzialnych imprezowiczów? A może jednak determinuje? Nawet pracodawcy używają obecnie Facebooka, by sprawdzić swoich potencjalnych pracowników.

- Przyznaję, że dostając CV potencjalnego pracownika sprawdzam jego konto na Facebooku - mówi Michał, właściciel firmy zajmującej się archiwizacją dokumentów. - Dzięki temu wiem, co ten człowiek sobą reprezentuje. Po zdjęciach umieszczanych można poznać, czy ma zainteresowania i ambicje, czy jego główną pasją jest piątkowa impreza ze znajomymi.

Z takim ocenianiem potencjalnych pracowników nie zgadza się Dariusz Piechota.

- Zawsze lubiliśmy eksperymentować z naszym wizerunkiem. Kiedyś miało to miejsce tylko przed lustrem. Stroje, makijaże. Dziś eksperymentujemy za pomocą internetu. Nawet biorąc pod uwagę nasze zdjęcie profilowe na Facebooku. Niejednokrotnie jest to albo zdjęcie obrobione w photoshopie, albo wybrane spośród setek zdjęć to najkorzystniejsze. Często nie zgadza się z tym, jak wyglądamy na co dzień - przekonuje dr Piechota. - Ale czy to nadal jesteśmy my? Czy przez pryzmat naszego awatara powinniśmy być oceniani przez społeczeństwo? Nie wydaje mi się. W końcu każdy ma jakieś zdjęcia z imprez. Ale to tak naprawdę nie jestem ja. To tylko kawałek mnie, mój awatar.

Moje "ja" online i offline

Dlaczego czujemy się tacy wolni na Facebooku? Ostatnie badania wykazują, że tak naprawdę nasze Facebookowe "ja" jest naszym całkowitym alterego. Ci, którzy na co dzień są skryci i wycofani na portalach społecznościowych brylują jako osoby otwarte mówiące o tematach tabu: seksie, uzależnieniach czy osobistych problemach.

Czujemy potrzebę mówienia o sobie. Ale chcemy też mieć nad tym kontrolę. I Facebook daje nam złudne poczucie, że ją mamy. Możemy udostępnić swój status tylko dla znajomych. Zapominamy o zasadzie, że w internecie nic nie znika.

- Takie tworzenie drugiego siebie nie musi być złe - przekonuje Dariusz Piechota. - Jeżeli mamy przykładowo Jaśka, który w internecie robi z siebie Johna i kreuje się właśnie na tego Johna, wysportowanego, elokwentnego. On widząc te wszystkie popularne "lajki" może zacząć dążyć do zostania Johnem. Gorzej jeśli te dążenia pozostaną tylko w sferze internetu. Wtedy każdy powrót do rzeczywistości będzie ciosem i Jasiek będzie coraz bardziej uciekał w świat internetu. Internet i Facebook może nam pomóc w weryfikowaniu samego siebie, ale tylko jeśli będziemy robić to rozsądnie.

Jak wiele możemy odkryć?

Kiedy Facebook wchodził powoli do Polski pamiętam artykuł na jednym z portali internetowych. Tytuł tego artykułu, jak i sam tekst bardzo mnie zaskoczył. "Jak zerwać z partnerem na Facebooku" - podpowiadał autor artykułu. Wydawało się to abstrakcyjne. Zerwanie za pomocą internetu.

Teraz już to nie szokuje. Zmiana statusu z "w związku" na "wolny" wydaje czymś tak naturalnym, jak kliknięcie "lubię to" pod artykułem o wypadku samochodowym, w którym zginęło kilka osób. Jedno i drugie wydawało się z początku szokujące, dziś z kolei weszło do zwyczaju "fejsbukowiczów" i nie budzi sensacji.

Nie przeszkadza nam też, kiedy ktoś z kręgu naszym znajomych używa wulgaryzmów na swojej tablicy czy w komentarzach. Nauczyliśmy się akceptować wiele zachowań, które do tej pory wydawały nam się nie do pomyślenia.

To wszystko możemy spróbować zrzucić na garb dzisiejszego świata. Celebrytów, którzy pokazując coraz więcej nie tylko siebie i swojego ciała, ale również swojego prywatnego życia.

Nic więc dziwnego, że sami chcemy pokazywać siebie, skoro Facebook daje nam możliwość bycia celebrytami. Chcemy żyć w takim pozornie przerośniętym blichtrem świecie. Ostatnio sama otrzymałam zaproszenie do polubienia fanpage'a mojego znajomego na Facebooku.

Po wejściu na stronę zastałam zdjęcia z imprez i normalnego codziennego życia. Ot, kronika ze zdjęciami. Ilość "lajków" 65. I być może poczucie małej sławy.
Facebook nie dla polityków?

Coraz popularniejszy Facebook staje się również wśród polityków, którzy do tej pory dominowali na Twitterze. Dziś na facebooku możemy zobaczyć zdjęcie jednego z radnych, który pozdrawia nas podczas pobytu w szpitalu.

Z kolei szczecińska radna dzieli się z nami wieścią o tym, że wypad na grzyby był mało udany, ponieważ skarpetki w kaloszach się zwijały. Takie informacje przeplatają się z "fejsbukowo-wyborczymi" obietnicami, czy komentarzami co do niewłaściwego zarządzania miastem.

O tym, jak niebezpiecznym narzędziem jest Facebook przekonał się również szczeciński radny z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który sprzedając swój telefon nieopatrznie zapomniał wylogować się z Facebooka. Furorę wśród "fejsbukowych" znajomych radnego zrobiło zmienione zdjęcie w tle pełne tzw. "karnych" i pozdrowienia od nowego właściciela telefonu.

- Ja mam jedną radę dla polityków w sprawie Facebooka - mówi Dariusz Piechota. - Zostańcie na Twitterze, tam to ograniczenie do 140 znaków zapewni wam mniejsze prawdopodobieństwo strzelenia gafy.

Zdaniem dr Piechoty możemy jednak powoli odetchnąć z ulgą. Facebook powoli zaczyna nas męczyć.

- Największa faza ekshibicjonizmu na Facebooku już powoli przechodzi - zapewnia - Obserwując swoich znajomych ośmielę się wysnuć tezę, że ci, którzy do tej pory byli najaktywniejsi i chcieli się dzielić wszystkim na Facebooku dziś są już tym zmęczeni. Facebook nie pomógł im zwalczyć poczucia samotności, więc idą szukać dalej.


od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto