Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dzień Matki spędzi w szpitalu, ponieważ oddała synowi nerkę. "Cieszę się, że mogłam mu to ofiarować"

Redakcja MM
Redakcja MM
Prawdopodobnie Dzień Matki spędzą jeszcze w szpitalu, dochodząc ...
Prawdopodobnie Dzień Matki spędzą jeszcze w szpitalu, dochodząc ... Andrzej Szkocki
Prawdopodobnie Dzień Matki spędzą jeszcze w szpitalu, dochodząc do siebie po przeszczepie. Pani Ewa nie oczekuje żadnego upominku od syna. – Największym prezentem dla matki jest zdrowie i szczęście jej dziecka. Cieszę się, że mogłam mu to ofiarować – mówi.

Kiedy pan Nestor miał 6 lat okazało się, że cierpi na niewydolność nerek. Trafił wówczas pod opiekę Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.

– Musiałam zrezygnować z pracy, żeby móc się nim opiekować i pojawiać się na wizytach w Warszawie – opowiada Ewa Sobór ze Szczecina, mama 32-latka. – Kiedy syn miał 9 lat, pierwszy raz usłyszałam o tym, że kiedyś będzie skazany na dializy. Skojarzyło mi się to od razu z przeszczepem. Właściwie już wtedy podjęłam decyzję, że jeśli będzie tylko można oddam synowi nerkę.

Przez wiele lat po wykryciu choroby panu Nestorowi udawało się normalnie żyć. Przestrzegał diety, był pod kontrolą lekarską, stan zdrowia był w miarę stabilny. Któregoś razu podczas badań okresowych w pracy wykryto u niego białkomocz, rok temu wyniki badań znacznie się pogorszyły.

– Odczułem to pogorszenie – opowiada mężczyzna. – Pracuję jako mechanik samochodów ciężarowych i kiedy wejście na kabinę zaczęło sprawiać mi trudności, stało się męczące, zrozumiałem, że mój organizm słabnie. Trafiłem pod opiekę nefrologów w szpitalu przy ul. Arkońskiej. Zapadła decyzja, że w styczniu tego roku będę mieć założoną przetokę do późniejszych dializ.

Widmo dializoterapii przeraziło mężczyznę.

– Pacjenci intuicyjnie wyczuwają, że konieczność dializoterapii wskazuje na powagę sytuacji. Obawiają się tego i za wszelką cenę chcą uniknąć. Pacjent uświadamia sobie, że jest poważnie chory i uzależniony od urządzenia, bez którego nie może żyć – mówi dr n. med. Tomasz Śluzar, specjalista chirurgii ogólnej i transplantologii klinicznej szpitala przy ul. Arkońskiej. – Można powiedzieć, że dializoterapia w istotny sposób ingeruje w życie chorego, często spycha pacjenta na margines życia społecznego a nawet rodzinnego. Chory często jest na rencie, dwa lub trzy razy w tygodniu musi pojawiać się w szpitalu na kilka godzin. Po dializie jest wyczerpany i przez kolejne godziny dochodzi do siebie.

Przeszczep to ratunek przed takim życiem. Doskonale, kiedy można go dokonać jeszcze zanim pacjent będzie musiał być poddany dializom. Jest to możliwe tylko, kiedy jest to przeszczep rodzinny od żywego dawcy.

– Wiem, że przeszczep dla takiego młodego mężczyzny inaczej rokuje na jego przyszłość. Co tutaj opowiadać. Matka życie odda dla swojego dziecka, a co dopiero taką tam nerkę – bagatelizuje z uśmiechem pani Ewa. – W ogóle nie czuję, żeby po przeszczepie mi coś ubyło, wręcz przeciwnie jestem szczęśliwa, że przeszliśmy już operację i czujemy się dobrze. Syn niedługo ma urodziny, to może to potraktować jako prezent ode mnie.

– Zaraz po urodzinach jest Dzień Matki – zamyśla się pan Nestor. – Jak mogę się odwdzięczyć swojej mamie za taki prezent? Chyba nie ma nic, co mogłoby być równie cennego. Można powiedzieć, że dała mi drugie życie. Kocham ją.

Jeśli spojrzeć na dane dotyczące przeżywalności po przeszczepie po dializach i po przeszczepie jeszcze przed dializoterapią, to widać, że te ostatnie dane są bardziej optymistyczne. Wielu chorych umiera, kiedy są jeszcze na dializie i nie doczekali przeszczepu. Jeśli wiadomo, że chory będzie wymagał dializ, zrobienie przeszczepu zawczasu jest najkorzystniejszą opcją. Jeśli stopień pokrewieństwa między dawcą i biorcą jest oczywisty, cała procedura toczy się szybciej, nie trzeba wdrażać postępowania sądowego. Powinna też być zgodność grupy krwi.

W Holandii czy w Norwegii pół na pół rozkłada się proporcja przeszczepów od dawców żywych i od dawców zmarłych. W Polsce rocznie wykonuje się około 1 tys. przeszczepów nerek i niestety tylko kilka procent jest od dawców żywych.


Tylko jedno nacięcie u dawcy –
mówi dr Tomasz Śluzar

W przypadku pana Nestora i jego mamy, organ został pobrany inną niż zazwyczaj metodą.

– Jestem i zawsze byłem zwolennikiem laparoskopii jako techniki do zastosowania w różnych aspektach i widzę jej olbrzymią przyszłość w chirurgii – zaznacza dr Tomasz Śluzar. – W przypadku opisywanego przeszczepu zastosowaliśmy jednak inną metodę. Dostęp do nerki pozaotrzewnowy, lędźwiowy, który miałem okazję poznać na szkoleniu w Rotterdamie. Jednym z wykładowców był tam chirurg z Londynu, który zaprezentował własne doświadczenia z 700 pobrań tą metodą.

Nauczyłem się jej bezpośrednio od autora i miałam okazję już wcześniej przetestować. To nie jest coś zupełnie nowego, ale przekonałem się osobiście, że jest to bardzo dobry dostęp do organu. Minimalnie inwazyjny i niewymagający drogiego sprzętu. Jest to kolejna alternatywa dla dawców, która wiąże się z minimalną ingerencją i mniejszą urazowością.

Przy metodzie, którą opisuje dr Śluzar wykonuje się tylko 4 cm nacięcie w okolicach lędźwiowych. Rutynowo metodą laparoskopową to z kilku małych cięć wytwarza się przestrzeń wewnątrzotrzewnową, która daje dostęp do nerki. Potem dłoń chirurga wędruje z nacięcia w podbrzuszu do organu, by go wydobyć. Tutaj bezpośrednio nacina się skórę w miejscu, gdzie jest nerka a ta ukazuje się bezpośrednio w dnie rany.


od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto