MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Drugi ślub kościelny. Niemożliwe? Nieprawda!

GJ
GJ
Dla osób wierzących rozwód przekreśla często szansę na nowy związek. Są jednak tacy, którym udaje się ponownie stanąć na ślubnym kobiercu.

2 września 2006 rok. Godz. 19. Szczecińska katedra. Kościół przybrany białymi kwiatami. W powietrzu unosi się zapach kadzidła. Przed ołtarzem stoją Paweł i Gosia. On w eleganckim, czarnym garniturze, ona w wymarzonej białej sukience. Na ten dzień czekali ponad 10 lat. Sami nie wierzyli, że do tego dojdzie. Będą sobie ślubować miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Ponad 20 lat temu już to robili, ale obok każdego z nich stała inna osoba. Spokojnie, powstrzymując emocje wypowiadają słowa przysięgi. Na koniec słyszą słowa, na które oboje tak długo czekali. „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez Was zawarte, ja powagą Kościoła katolickiego potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.

Pierwsze małżeństwo
Pierwsze raz Paweł ożenił się gdy miał 18 lat. Ona była rok młodsza. Zaszła w ciążę więc wzięli ślub. Oczywiście kościelny, bo tak wypadało. Już wtedy Paweł miał duże problemy z alkoholem.

- Nie byłem przygotowany ani fizycznie ani psychiczne do pełnienia roli męża i ojca – mówi.

Małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Żona odeszła od Pawła po trzech latach. Zabrała dwóch synów i wystąpiła o rozwód cywilny.

Pierwsze małżeństwo Gosi trwało jeszcze krócej. Zaledwie pół roku. Wyszła za mąż gdy miała 23 lata. Ona piła, mąż także. Kilka miesięcy po ślubie żyli już osobno.

Znajomość z więzienia
Wiosna 1992 roku. Paweł odsiaduje wyrok w szczecińskim areszcie. Trafił tam przez alkohol. Pije od 13 roku życia. Nawet kraty nie są w stanie powstrzymać go od wypicia kilku głębszych. Dla chcącego nic trudnego, alkohol da się załatwić wszędzie. Areszt regularnie odwiedzają wolontariusze. Mówią o życiu w trzeźwości. Wśród nich jest Gosia.

- Od razu coś zaiskrzyło – mówi Paweł i z uśmiechem spogląda na żonę.

Gosia odwiedzała Pawła dwa razy w tygodniu.

- Wszyscy odradzali mi tę znajomość – wspomina. – Klawisze mówili, że nie warto wiązać się z takim człowiekiem, że to głupota. Na szczęście ich nie posłuchałam.

Po kilku miesiącach pobytu w areszcie Paweł zostaje przewieziony do więzienia poza Szczecin. Tam podejmuje decyzję, że nie chce już pić. Po ośmiu miesiącach wychodzi na wolność.

- Razem ze mną wyszło ośmiu facetów – opowiada. – Oczywiście pierwsze kroki skierowali do monopolowego. Trzeba było kupić coś na drogę, żeby się nie nudziło, no i żeby uczcić wyjście na wolność. Pamiętam, że była to dla mnie bardzo ciężka próba. Wracaliśmy w jednym przedziale. Oni pili a ja robiłem wszystko, co w mojej mocy aby nie sięgnąć po kieliszek. Udało się. Do Szczecina wróciłem trzeźwy. Prosto z dworca poszedłem do kwiaciarni, kupiłem kwiaty i pojechałem do Gosi.

Na kocią łapę
Na początku nie przeszkadzało im, że żyją bez ślubu. Nie byli wierzący, do kościoła nie chodzili zbyt często. Gdy syn Gosi szedł do pierwszej komunii, postanowili pójść do spowiedzi.

- Gdy ksiądz dowiedział się o naszej sytuacji powiedział, że nie może nam dać rozgrzeszenia ale będzie się za nas modlić – opowiada Paweł. – Pamiętam, że bardzo się na niego wkurzyłem, nawet coś niemiłego mu powiedziałem. Po tym wydarzeniu obraziliśmy się na kościół i księży.

Wszystko zmieniło się po terapii odwykowej.

- Po jakimś czasie przestało nam się układać, mieliśmy problemy i byliśmy o krok od sięgnięcia po kieliszek – wspomina Paweł. – Wiedzieliśmy, że jeśli nic nie zrobimy, wrócimy do picia. Poszliśmy więc na odwyk. Gosia do szpitala przy ul. Mącznej, ja do Goleniowa. To był ciężki czas, ale nas odmienił.

Zaczęli uczestniczyć w szpitalnych mszach. Oboje postanowili, że po powrocie do domu będą chodzić do kościoła regularnie.

- Zaczęliśmy odczuwać potrzebę bycia blisko Boga – mówi Gosia. – I tak trafiliśmy na rekolekcje trzeźwościowe w Rokitnie. Myśleliśmy, że to będzie taki wyjazd towarzyski, rozmowy, dyskoteki. A tam rzucili nas na kolana, było dużo łez i modlitwy.

- Zaczęliśmy się nawracać – dodaje Paweł. – Powoli zaczęło nas bardzo boleć, że podczas mszy wszyscy idą do komunii, a my zostajemy w ławce. Bardzo chcieliśmy to zmienić.

Do sądu po wolność
O tym, że mogą starać się o uznanie poprzednich małżeństw za nieważne, Paweł i Gosia, dowiedzieli się od ojca z klasztoru dominikanów.

- Tam jest duszpasterstwo związków niesakramentalnych – mówi Paweł. – Ojciec, który je prowadził po rozmowie z nami stwierdził, że mamy podstawy aby złożyć sprawę do sądu metropolitalnego, więc to zrobiliśmy.

Proces Gosi trwał pięć lat, Pawła siedem. Był to ciężki i bolesny czas, ale bardzo oczyszczający.

- Rozgrzebywanie przeszłości i starych ran nie jest miłe – mówi Gosia. – Przed sądem trzeba było opowiedzieć, jak wyglądało kiedyś nasze życie, to nie było łatwe.

Zarówno Paweł jak i Gosia starali się o uznanie nieważności poprzednich małżeństw ze względu na niezdolność podjęcia obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej.

- Zawierając pierwsze małżeństwa zupełnie nie byliśmy świadomi z czym to się wiąże – mówi Paweł.

Po kilku latach żmudnego procesu udało się. Pierwsze małżeństwo Gosia, jak i Pawła zostało uznane za nieważne.


Rozmowa z Marcin Krzemiński, adwokatem kościelnym

- Czym jest proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa?
- W Kościele katolickim nie udziela się rozwodów, można natomiast, w opisanych przez prawo kanoniczne sytuacjach, starać się o orzeczenie nieważności małżeństwa bądź o dyspensę od małżeństwa zawartego a niedopełnionego. Po pozytywnym zakończeniu procesu istnieje możliwość ułożenia sobie życia w związku małżeńskim zgodnie z nauką Kościoła.

- Z jakich najczęściej powodów wierni starają się o stwierdzenie nieważności**małżeństwa?**
- Najczęstszym powodem jest niezdolność podjęcia obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej. Na przykład gdy współmałżonek jest alkoholikiem, bije żonę i dzieci i jest niezdolny do ich wychowywania, albo gdy współmałżonek jest osobą chorą psychicznie lub niedojrzałą emocjonalnie.

- Dużo osób zgłasza się do pana kancelarii?
- Z roku na rok coraz więcej. Sprawy, które spływają do naszej kancelarii można liczyć w setkach. Głownie zgłaszają się do nas osoby, które są już po rozwodzie cywilnym i chcą na nowo ułożyć sobie życie w nowym związku małżeńskim zgodnie z nauką Kościoła.

- Ile trwa proces i czym się różni od rozwodu?
- Proces trwa ok. dwóch lat. Jest o wiele bardziej skomplikowany od tego przed sądem cywilnym. Trzeba mówić o wszystkich szczegółach życia przed i po zawarciu sakramentu. Trzeba także przedstawić świadków, którzy potwierdzą nasze zeznania. Każda sprawa, która do nas trafia, jest na początku weryfikowana. Musimy wiedzieć, czy jest podstawa do zgłoszenia wniosku do sądu. 70 proc. prowadzonych przez nas spraw kończy się sukcesem.


od 7 lat
Wideo

Wyniki pierwszej tury wyborów we Francji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto