Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dałem świadectwo prawdzie

Robert Duchowski
Robert Duchowski
Wojciech Klukowski pod koniec lat 70. podpisał się pod deklaracją Studenckiego Komitetu „Solidarności” w Szczecinie. Jako jeden z uczniów ojca Huberta Czumy nie mógł postąpić inaczej. Dał świadectwo prawdzie.

Gdy opisaliśmy niedawną wizytę jezuity w Szczecinie, Klukowski skontaktował się z redakcją. Postanowił opowiedzieć o swoim spotkaniu z charyzmatycznym duchownym, który w czasach opresji reżimu komunistycznego uczył niepodległej Polski i miłości do Boga.

– To był przełom roku 76 i 77, wokół ojca Huberta zgromadziło się grono pracowników naukowych i studentów. Ja również znalazłem się wśród nich – mówi Wojciech Klukowski, wówczas student II roku Pomorskiej Akademii Medycznej.

Wówczas przy parafii św. Andrzeja Boboli działało duszpasterstwo akademickie. Na spotkaniach były poruszane zagadnienia z filozofii, Pisma Świętego, historii, ale nie brakowało również przyjacielskich rozmów.

– Dyskutowaliśmy na tematy społeczne, o tym, co nas otacza – wspomina Klukowski. – Czuliśmy się swobodnie. Nie była to żadna konspiracja. Co mnie zafascynowało? Ojciec nawoływał do dawania świadectwa prawdzie. To było wówczas bardzo trudne. Otaczała nas rzeczywistość jak z koszmaru. Propagandowe zagrania ekipy Gierka nie pokrywały się z sytuacją, w której żyliśmy. Wielu żyło w marazmie, dystansowało się od wszelkiej działalności. Tak było wygodniej.
Bezpośrednią przyczyną powstania Studenckiego Komitetu „Solidarności” była śmierć Stanisława Pyjasa, krakowskiego studenta. Jego zwłoki znaleziono 7 maja 1977 roku w bramie domu przy ulicy Szewskiej 7. Dla przyjaciół Pyjasa nie było żadnych wątpliwości: został zabity przez esbeków, którzy od jakiegoś czasu deptali mu po piętach. Wieść o zabójstwie rozeszła się błyskawicznie, na mszę żałobną 15 maja przyszło morze ludzi. Pod Wawelem odczytano oświadczenie informujące o powstaniu Studenckiego Komitetu „Solidarności”, którego celem miało być między innymi informowanie o wszelkich nadużyciach SB. Wkrótce jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać kolejne komitety w wielkich miastach. Tak też stało się w Szczecinie wiosną 1978 roku.

– Każdy z nas chciał coś zrobić – mówi pan Wojciech. – SKS zawierał, chyba po raz pierwszy w powojennych dziejach Polski, słowo „Solidarność”. Chcieliśmy się solidaryzować i połączyć siły z robotnikami.

7 maja 1978 rozpoczęło się formułowanie deklaracji, którą podpisało osiem osób. Można tam było znaleźć słowa: „powołujemy SKS w sprzeciwie, apolityczny ruch studencki otwarty dla każdego, bez względu na światopogląd”. Ci, którzy podpisali się pod tymi słowami nie wierzyli, że można obalić system. Karol Wojtyła nie był jeszcze papieżem, a do zrywu z sierpnia 1980 roku były jeszcze dwa lata. Szybko zawiązany SKS, został stłumiony przez bezpiekę.

– Podczas jednego ze spotkań w prywatnym mieszkaniu, zostaliśmy zatrzymani przez służbę bezpieczeństwa – opowiada Klukowski. – Było to spotkanie w zaufanym gronie. Dziś po latach nie mam już wątpliwości. Ktoś z ósemki musiał donieść. Nie wiem kto, ale być może dostęp do akt Instytutu Pamięci Narodowej pozwoli rozwikłać zagadkę.

Szczęśliwie nasz bohater nie został wyrzucony z uczelni. Skończyło się na rozmowie dyscyplinującej i zawaleniu roku studiów. W czasie wakacji 1978 roku zaplanowano biwak dla sympatyków SKS. Miał się odbyć nad jeziorem w Ińsku. Wówczas SB zorganizowała ogromną obławę na uczestników. Wyłapano ich w Stargardzie Szczecińskim i Chociwlu.

– Zamiast na biwak trafili do komisariatów milicji – mówi Wojciech Klukowski – Było to uciążliwe, ale nie czuło się zagrożenia. Chociaż słyszałem o pobiciach. Milicjanci mrugali do nas porozumiewawczo. Nie wierzyli w to, co robią, ale musieli słuchać panów z SB.

Pod koniec roku nastąpił przełom. W Rzymie wybrano Polaka-papieża.

– Dla nas oznaczało to moralne wsparcie – dodaje Klukowski. – Najważniejsze było, żeby nie być anonimowym. Każdy przypadek łamania praw człowieka był nagłaśniany za żelazną kurtyną. Radio Wolna Europa informowało o tym opinię publiczną.

Co zostało z tych czasów?

Klukowski nie czuje się kombatantem. Był sobą w trudnych czasach. To wystarczy.

– W 1985 roku opuściłem rodzinny Szczecin, powróciłem do niego po dwudziestu latach – mówi rozmówca. – Żałuję, że nie było mnie podczas spotkania z ojcem Hubertem. Wtedy był kimś kto miał odwagę dawać świadectwo prawdzie. Mówił głębokim, jasnym głosem. Jakże to kontrastowało z bełkotem propagandy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto