- Napiwki zostawiam zawsze, niezależnie od obsługi – mówi Joanna, studentka. – Choćby parę złotych. Wydaje mi się, że tak wypada. To już tradycja. Trzeba doceniać tę ciężką pracę. Tym bardziej, że sama kiedyś pracowałam w takim charakterze i wiem, jak bardzo niewdzięczne to zajęcie i jak mało płatne.
– Tradycja?! Bez sensu. Kelnerka wykonuje swoją pracę, za którą ma określoną stawkę. Jakoś w sklepie nikt nie zostawia napiwków, niezależnie od jakości obsługi – mówi z kolei Marcin, dziennikarz. Dodaje jednak: – Tak, zdarza mi się zostawić parę złotych więcej. Ale to tylko w dwóch przypadkach. Po pierwsze: jeśli obsługa naprawdę jest niestandardowo miła. Po drugie: jeśli kelnerka jest atrakcyjna i liczę na coś więcej niż jej uśmiech.
Przy średnich zarobkach kilku złotych brutto (w niektórych lokalach nawet 3 zł) na godzinę taki bonus bywa bardzo znaczącym dodatkiem do oficjalnej wypłaty.
– Z napiwków udawało mi się wyciągnąć drugą pensję – mówi Agnieszka, do niedawna kelnerka w jednym ze świnoujskich barów. – Ale szef był zazdrosny. Kazał mi się dzielić ze sobą. Miałam wrzucać napiwki do specjalnej puszki. Portfel i torebkę musiałam zostawiać w szatni, żebym nie miała gdzie chować dodatkowych pieniędzy.
Kiedy klienci chcieli Agnieszce zostawić napiwek, mówiła otwarcie i głośno: „dziękuję, ale to i tak mi szef zabierze”, ku wściekłości pracodawcy.
– Mimo wszystko radziłam sobie – mówi była kelnerka. – Klienci dawali mi napiwki po kryjomu, a ja chowałam je w etui od szminki. Ale długo tak nie miałam zamiaru walczyć z szefem. Odeszłam.
Najczęściej napiwki trafiają jednak ani bezpośrednio do szefa, ani jedynie do kelnerki.
– Wrzucamy napiwki do wspólnej puli – mówi Anna, pracująca w jednym ze szczecińskich pubów. – Choć dzielimy się na pięć osób, często jest tak, że na jedną kelnerkę wychodzi suma większa niż dniówka. Szef nie ingeruje w napiwki. W końcu to my jesteśmy nagradzani za pracę przez klientów, a nie szef.
– U nas napiwki trafiają wyłącznie do barmanów – mówi Agata, barmanka w szczecińskim klubie studenckim. – W tygodniu niewiele pieniędzy z tego wychodziło. Najlepszy utarg z napiwków mamy w niedzielę, kiedy jest u nas karaoke. Ale nawet wtedy szef nie ingeruje w nasze dodatkowe zarobki.
Właściciele lokali oficjalnie zapewniają, że kwoty uzyskiwane z napiwków ich nie interesują.
– Mamy dosyć wysublimowaną klientekę, często są to goście zagraniczni, więc domniemam, że moi kelnerzy zarabiają w ten sposób sporo – mówi Mariusz Łuszczewski z Buddha Thai & Fusion Restaurant.
– W moim lokalu, z tego co wiem, napiwki dzielone są na kelnerów, barmanów i kucharzy – mówi Wojciech Bieńkowski, właściciel Kro Kafe. – Wiem, że w niektórych lokalach właściciele ingerują w te zarobki, ale u mnie tak nie jest. Byłbym świnią, gdybym zmuszał kelnerki do oddawania mi choćby części swoich napiwków!
echodnia Policyjne testy - jak przebiegają
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?