Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy Szczecin może zainteresować producentów z Hollywood?

Oskar Masternak
Oskar Masternak
23 stycznia 1998 roku na ekranach kin zadebiutowały "Młode Wilki 1/2", druga część filmu o szczecińskich gangsterach.
23 stycznia 1998 roku na ekranach kin zadebiutowały "Młode Wilki 1/2", druga część filmu o szczecińskich gangsterach.
Samorządy chcą inwestować w produkcje filmowe wykorzystując je do promocji regionu. Na Pomorzu Zachodnim funkcjonuje Pomerania Film, fundusz, który ma wspierać kinematografię. Ale czy ta instytucja działająca przy Zamku Książąt Pomorskich odpowiada na potrzeby wielkiego kina i czy Szczecin może zainteresować producentów z Kalifornii?

Zachodniopomorski Fundusz Filmowy Pomerania Film w swojej historii wsparł już 86 filmowych projektów na łączną kwotę 4,1 miliona złotych. Kwota nie jest mała, ale jeśli podzielić ją na ilość produkcji, to wychodzi niespełna 50 tysięcy złotych na film. To niewiele, zważywszy, że obecnie koszty produkcji w Polsce i na Zachodzie są zbliżone. Natomiast wielkie projekty, które mogą rozsławić miasto lub region, wymagają o wiele większych nakładów finansowych.

Przykład? Kilka lat temu Kraków był zainteresowany tym, by Woody Allen nakręcił w stolicy Małopolski film. Znany w świecie reżyser był nawet zainteresowany kręceniem w Małopolsce, ale postawił warunek. Kraków musiałby wesprzeć produkcję środkami w wysokości od 10 do 15 milionów dolarów. Słynny reżyser wcześniej kręcił swoje filmy w innych miastach, takich jak Paryż („O północy w Paryżu” – koszt produkcji wyniósł 17 milionów dolarów), czy stolicy Włoch („Zakochani w Rzymie”). Ostatecznie Woody Allen nie zdecydował się na kręcenie w Krakowie.

ZOBACZ TEŻ:

Jak działa Pomerania Film?

Beata Bogusławska z Zachodniopomorskiego Funduszu Filmowego wyjaśnia, że o pomoc finansową mogą się ubiegać wyłącznie artystyczne uczelnie wyższe oraz producenci filmowi zarejestrowani i prowadzący działalność na terenie Unii Europejskiej.

Fundusz udziela wsparcia finansowego oraz wspiera w organizacji premiery lokalnej filmu _– mówi. - _Przy czym ZFF może pokryć do 50% kosztów produkcji filmu fabularnego lub serialu telewizyjnego oraz do 75% kosztów filmu dokumentalnego, filmu animowanego, etiudy filmowej lub innego rodzaju produkcji filmowej, wskazanych we wniosku aplikacyjnym – dodaje.

Ewentualne wsparcie finansowe obarczone jest wieloma wymogami, odbywa się przy zachowaniu zasady, iż minimum 10% kosztów produkcji filmu pokrywane jest ze środków finansowych własnych producenta, ponadto minimum 100% wysokości przyznanej kwoty na realizację filmu zostanie wydatkowane w sposób bezpośrednio związany z województwem zachodniopomorskim. O tym, czy dany projekt otrzyma pomoc finansową, decyduje wartość merytoryczna i atrakcyjność tematu filmu zawarte we wniosku złożonym przez producenta.

- _Zachodniopomorski Fundusz Filmowy to inicjatywa finansowa podejmowana przez samorządy, służąca wspieraniu rozwoju produkcji audiowizualnej w regionie, wspierająca producentów i twórców sektora audiowizualnego i stanowiąca skuteczne narzędzie budowania marki regionu _– wyjaśnia Beata Bogusławska.

Słowem: jeśli dany projekt ma uzyskać wsparcie, musi promować region. Sęk w tym, że wszystkie te procedury są czasochłonne, a ewentualna kwota wsparcia nie jest adekwatna wobec kosztów produkcji filmowej na wysokim poziomie. Mogłoby się wydawać, że szczeciński samorząd nie nadąża za współczesnym kinem.

Rynek filmowy dynamiczniejszy niż urzędnicy?

Producent, który chce zyskać ewentualne dofinansowanie do swojego projektu od samorządu, musi w odpowiednim czasie złożyć dokumenty i liczyć na pozytywne rozparzenie wniosku. Tak jest nie tylko w Szczecinie. Sprawdziliśmy: w przypadku Poznania, najbliższy nabór wniosków w Poznań Film Commission ruszy w pierwszym kwartale 2020 roku, na stronie internetowej organizacji trudno o informacje, w jakim terminie będą wnioski rozpatrywane i kiedy ewentualne wsparcie miałoby nastąpić.

Wymagania wobec producenta są duże: kompletny wniosek musi zawierać m.in.:

  • scenariusz filmu wraz potwierdzeniem prawa do scenariusza lub licencja wyłączna na posługiwanie się nim,
  • precyzyjny kosztorys,
  • listy intencyjne,
  • kopie umów lub inne dokumenty potwierdzające współfinansowanie filmu oraz udział koproducentów,
  • wyliczenia wskaźników oczekiwanych przez producenta rezultatów, w tym krótka charakterystyka odbiorców, spodziewana liczba widzów, zainteresowanie TV, plan promocji, plan dystrybucji i rozpowszechniania filmu,
  • wskazanie obsady aktorskiej.

Te wytyczne wobec potencjalnego wnioskobiorcy nie zawsze pokrywają się z realiami rynku. Jak mówi poznański aktor, Paweł Sakowski, niekiedy producenci najpierw realizują projekt, a dopiero później szukają dla niego klientów.

ZOBACZ TEŻ:

- W takim przypadku nie da są się złożyć kompletnego wniosku, a co za tym idzie, trudno o wsparcie finansowe samorządu – wyjaśnia. – Nie tylko Wielkopolska boryka się z tym zagadnieniem, obecnie w branży filmowej działa coraz więcej niezależnych producentów, którzy najpierw wykonują produkt, jakim jest film, a dopiero później go sprzedają. Ta formuła produkcji uniemożliwia już na starcie oszacowania potencjalnej ilości widzów, czy miejsca emisji, to można zrobić dopiero po tym, jak film się sprzeda – dodaje.

Lublin podobnie jak Szczecin wydał 4 miliony

W ciągu 10 lat Lubelski Fundusz Filmowy wsparł 30 produkcji na łączną kwotę nieco ponad 4 milionów złotych, co daje średnio około 133 tysięcy złotych na film. Ze środków lubelskiej organizacji skorzystać w zasadzie może każdy, kto ma pomysł na produkcję reklamowo-filmową, zarówno profesjonalni producenci, jak i studenci.

Co decyduje o przyznaniu jakiejkolwiek formy pomocy ze strony funduszu?

- Rozpatrujemy każdą prośbę i zgłoszenie, natomiast o dofinansowaniu, o ile to nie jest nagroda w konkursie przez nas organizowanym, decyduje „lubelskość” produkcji, czyli wizerunek miasta, bohaterowie miasta, itp., decyduje prezydent miasta lub wybitny walor artystyczny filmu – informuje Łukasz Borkowski z Wydziału Kultury lubelskiego magistratu.

Dodaje, że osoby związane z Lubelskim Funduszem Filmowym na bieżąco prowadzą rozmowy z producentami zachęcając ich do pracy na terenie Lublina.

ZOBACZ TEŻ:

Damian Ratajczak, przedstawiciel kalifornijskiego QUPI Inc., który zamierza zainwestować w stworzenie niezależnej wytwórni filmowej na terenie Polski, z dużą ostrożnością wypowiada się o możliwościach finansowych samorządów.

- Wrocław, Lublin, a nawet Warszawa nie mogą równać się z Rzymem, Paryżem, Barceloną, czy wieloma innymi miastami Europy jeśli chodzi o możliwości finansowe przy tego rodzaju projektach – tłumaczy. – Żyjemy tu w innych realiach, a fundusze filmowe niestety są w tyle za dynamicznymi zmianami, które postępują w branży filmowej. Nie tak dawno czytałem w prasie o jednym z takich funduszy, który do niedawna dysponował roczne kwotą jedynie 90 tysięcy złotych. Moim zdaniem to zdecydowanie zbyt skromny budżet, ledwie będący wstanie wspomóc tylko jedną produkcję, ale o całkowitym jej sfinansowaniu możemy zapomnieć, ponieważ nie odpowiada to obecnym kosztom produkcji filmowej. Mówimy oczywiście o poważnym filmowaniu, a nie kręceniu filmików promocyjnych – wyjaśnia.

Nie tylko pieniądze w Szczecinie są ważne

Różnorodne góry, Bałtyk, tereny nizinne, wreszcie kraina mazurskich jezior i wiele skansenów historycznych – Polska ma ciekawe tereny i plenery, nie dziwi więc, że rośnie zainteresowanie naszym krajem wśród filmowców. I nie mówimy tu o rodzimych produkcjach, ale ekranizacjach, które są dziełem twórców zza oceanu.

- Polska ma doskonałe warunki do realizacji międzynarodowych projektów – mówi Damian Ratajczak.

QUPI Inc. zamierza zainwestować w wytwórnię filmową, będzie ona prawdopodobnie zlokalizowana w Wielkopolsce.

- Stawiając na rozpoznawalność międzynarodową, chcemy stworzyć zupełnie nową jakość, jakiej do tej pory w polskiej kinematografii nie było – tłumaczy.

Dlaczego kalifornijski producent wybrał Polskę?

- _Nie zakładamy wyciągania pieniędzy od samorządów, choć po cichu liczymy na ich wsparcie, zdając sobie sprawę, że współfinansowanie to trudny temat. Polska nie jest tania, nieuchronnie zbliża się do zachodu jeśli mówimy o kosztach produkcji filmowej _– tłumaczy Damian Ratajczak.

ZOBACZ TEŻ:

Potwierdza, że funkcjonowanie regionalnych funduszy filmowych jest dla wielu producentów nieodzowną pomocą logistyczną. Ułatwia to zdobywanie wszelakich pozwoleń na zajęcie terenów pod plan filmowy, czy też doradztwo w sprawie organizacji plenerów pod konkretne sceny.

- _To prawda, z jednej strony jesteśmy w stanie w ramach przyznanego budżetu wesprzeć finansowo produkcje, z drugiej strony proponujemy pełną koordynację i współpracę pomiędzy producentem a służbami miejskimi i mundurowymi, pomagamy w znalezieniu lokalizacji, załatwianiu pozwoleń, a nawet organizacji castingów _– informuje Łukasz Borkowski.

Nie zawsze takie wsparcie da się finansowo oszacować, ale nie ma w tym wypadku żadnych wątpliwości: na tej formie współpracy producenci oszczędzają i pieniądze inwestorów, i równie cenny czas. I tutaj pojawia się Szczecin. Nie ma dużego budżetu, przez co Pomerania Film ma utrudnione zadanie przy ewentualnych rozmowach z producentami, którzy tworzą dla czołowych dystrybutorów na świecie, chociażby dla Netflixa. Szczecin ma jednak wyjątkowe tereny.

Scenerie, jakich nie można znaleźć nigdzie indziej?

Kilka tygodni temu w Wielkopolsce zakończyły się zdjęcia do filmu „No Second Chances”, producenci z Kalifornii zamierzają sprzedać produkt jednej z platform VOD, głośno mówi się o Netflixie, choć nikt tej informacji oficjalnie nie potwierdził. Projekt realizowany w Poznaniu i jego okolicach wzbudził ogromne zainteresowanie mediów, także szczecińskich. Niedawno informowaliśmy o tym, że jedną z głównych ról gra Ilona Janyst, aktorka związana ze Szczecinem.

- „No Second Chances” jest takim produktem, mimo, że produkcja jest międzynarodowa i w całości realizowana jest w języku angielskim, to na planie pojawiają się aktorzy z Polski – mówi Damian Ratajczak. – W Polsce z moim wspólnikiem dostrzegamy mnóstwo talentów, ludzi, którzy zwykle bardzo się tu marnują albo uciekają za granicę. Stąd nasza decyzja: produkować amerykańskie filmy w Polsce, w dużej mierze z polską ekipą – tłumaczy.

ZOBACZ TEŻ:

O profesjonalizmie polskich twórców mówi również Paweł Sakowski, który miał okazję debiutować w najbardziej znanym serialu świata, w „Grze o Tron”. Wprawdzie jego rola w tej superprodukcji była epizodyczna, ale mimo wszystko ma porównanie, jak wyglądają plany zdjęciowe w Polsce i na świecie.

- Nie mamy się czego wstydzić, powiem więcej, uwarunkowania geograficzne sprawiają, że Polska ma ogromne możliwości jeśli chodzi o tworzenie planów zdjęciowych – mówi Paweł Sakowski. – Operatorzy kamer, specjaliści od postprodukcji, charakteryzatorzy, projektanci strojów… polscy artyści są równie utalentowani jak i ci, którzy pracują na planach najbardziej znanych i kasowych filmów – nie ma wątpliwości.

Jak się okazuje, Szczecin przyciąga niczym magnes, a producenci coraz chętnej spoglądają na Szczecin.
Serial o tematyce medyczno-szpiegowskiej zakłada, że część zdjęć będzie wymagała terenów portowych.

- _Mamy na uwadze szczecińskie plenery, zarówno port, jak i przestrzenie stoczniowe doskonale pasowałyby do naszych filmowych planów. Mamy przeświadczenie, że drugiego takiego miejsca nie znajdziemy, nie tylko w Polsce, ale i w żadnym zakątku Europy _– zdradza Damian Ratajczak.

Na razie nie wiadomo, czy kalifornijski producent zdecyduje się na zdjęcia w stolicy Pomorza Zachodniego, ale nie ukrywa, że Szczecin jest miastem z ogromnym potencjałem. Miastem, który może zaistnieć na mapie światowego kina.

ZOBACZ TEŻ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto