MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Coś mi kazało wcześniej wyjechać

Robert Duchowski
Robert Duchowski
Gdy 28 stycznia 2006r. runęła hala Wacław Marek był w drodze do domu. Wyjechał na godzinę przed tragedią i dlatego ocalał. W rumowisku zostali jego koledzy. Zapaleńcy, którzy tak jak on poświęcili życie swojej pasji. Gołębiom pocztowym.

Wacław Marek ma 60 lat, połowę z tego spędził na hodowli gołębi pocztowych. Żyje w Podjuchach, jest dziadkiem trojga wnuków.

– Te ptaki interesowały mnie od dzieciństwa – wyjaśnia Marek. – Jak miałem 10 lat na jednym z festynów wygrałem gołębia i tak się zaczęło. To był pierwszy gołąb wmojej hodowli.

Marek z przyjemnością wspomina jak w młodości z zachwytem obserwował przeloty gołębi w rodzinnej wsi Jaglisko. Już wówczas miał przeczucie, że kiedyś będzie miał własny gołębnik. W 1969 roku przyjechał do Szczecina. Dziesięć lat później ożenił się i zamieszkał w Podjuchach.

– Mieliśmy dostać mieszkanie na osiedlu Słonecznym, ale tam nie miałbym gdzie trzymać gołębi – opowiada Marek. – Znaleźliśmy z żoną dom w sąsiedniej dzielnicy i zamieniliśmy się z właścicielami.

Obok małego domu na stromej górce stoi gołębnik. Mieszka w nim 120 ptaków, które pan Wacław otacza wyjątkową troską. Jest bardzo dumny ze swojej hodowli. Co roku jeździ z gołębiami na wystawy i spotkania hodowców, dlatego w ubiegłym roku nie mogło go zabraknąć w Katowicach. Międzynarodowe Targi Gołębi Pocztowych to impreza, na której chcą pokazać się wszyscy hodowcy, a najbardziej ci z wieloletnim doświadczeniem.

Marek wyszedł z hali na godzinę przed tragedią.

– To był prawdziwy cud – mówi z przejęciem. – Zazwyczaj wyjeżdżaliśmy po godzinie 18, w ubiegłym roku nie wiadomo dlaczego postanowiliśmy wrócić wcześniej.

Marek razem z trzema kolegami opuścili Katowice około godziny 15. Dwie godziny później dach hali runął na hodowców. Zginęły 63 osoby.

– Byliśmy blisko Wrocławia i nagle zadzwonił telefon – wspomina Marek. – Dzwonił mój kolega, powiedział że hala się zawaliła. W pierwszej chwili myślałem, że żartuje, ale włączyliśmy radio i to była prawda. Wiadomość, którą usłyszeli, nie pozwoliła im jechać dalej. – Musieliśmy się zatrzymać – mówi Marek. – Byliśmy w szoku, zapanowała cisza, nie byliśmy w stanie nic powiedzieć, przecież tam byli nasi znajomi, przyjaciele.

Na szczęście nikomu z bliskich znajomych panaWacława nic się nie stało. Wszyscy przeżyli. Jeden z jego kolegów zdołał wybiec z hali w chwili katastrofy.

– Jak to wspominam, to myślę, że mieliśmy ogromne szczęście. Musiała czuwać nad nami opatrzność – dodaje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Seria pożarów Premier reaguje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto