Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Byłem na Dachu Europy

Redakcja
Biała Dama kusi i wabi jak sen. Rocznie tysiące turystów próbuje wejść na szczyt. Mieszkaniec Zdrojów zdobył go 17 czerwca. Z dwunastoosobowej ekipy był najstarszy.

Wyprawa zaczęła się od trzydniowego szkolenia w Tatrach. Alpiniści, kierownicy wyprawy, rekrutowali chętnych, ale sprawdzianem była wspinaczka po słowackiej części Tatr. Wśród uczestników byli młodsi, ale 57-letni Tunkiewicz sprostał wyzwaniu.

– Byli też tacy, którzy wstali dopiero od biurka i oni nie dali rady - mówi podróżnik.

Aby profesjonalnie przygotować się do zdobycia szczytu, grupa musiała najpierw pokonać Gran Paradiso. Góra o wysokości 4061m była sprawdzianem kondycji psychicznej i fizycznej.

– Na wysokości 3150m czułem się świetnie - mówi Tunkiewicz. - Martwiłem się o bóle głowy, nóg, stawów, tymczasem okazały się one bezzasadne.

To podczas tej wspinaczki mógł obserwować Mont Blanc z każdej strony. Ale wspięcie się na Gran Paradiso też wymagało siły i determinacji. Choć do plecaków włożyli tylko najpotrzebniejsze rzeczy, ciężar ekwipunku wciskał człowieka w śnieg. Dodatkowym utrudnieniem była załamująca się pogoda.

- Nawet nie zdążyliśmy wyjąć kurtek przeciwdeszczowych, tak że woda przedostała się do butów, zamoczyła skarpetki i plecaki - opowiada zdobywca.

Atak na szczyt rozpoczął się 16 czerwca. Choć do wysokości 2300m podjeżdża kolejka zębata, wtedy jeszcze nie była uruchomiona. Musieli pokonać ten odcinek pieszo.

To była bardzo trudna i męcząca trasa. Mozolna wspinaczka krok po kroku przerywana na odpoczynek i uzupełnienie płynów. Na głowie kask, zapięta uprząż, na butach raki. W takim stroju rozpoczęła się właściwa wyprawa. Przechodził przez najbardziej niebezpieczne miejsce zwane Kuluarem Śmierci. Na linach wspiął się do schroniska Tete na wysokości 3150m. Nie tracąc czasu doszedł z grupą do schronu Vallot na wysokości 4362m.

– Pierwszy raz byłem na takiej wysokości – wspomina Ryszard Tunkiewicz. – Choć widziałem takie rzeczy na filmach, to ja byłem uczestnikiem wydarzeń! Nogi odmawiały posłuszeństwa, oddech stawał się płytki. Bywały chwile, kiedy wydawało mi się, że nie dam rady. Podejście wykończyło wszystkich uczestników wyprawy. Na dworze był taki wiatr, że niektórzy trzęśli się z zimna jak w febrze. Bez picia i jedzenia musieliśmy przetrwać w takich warunkach całą noc.

O godz. 8 rano przejaśniło się na tyle, że mogli atakować szczyt. Śnieg zamarzał na twarzy, wiał silny wiatr, każdy krok był ponadludzkim wysiłkiem. Uczestnicy wyprawy zatrzymywali się co krok, dwa, by zaczerpnąć rozrzedzonego powietrza.

– To była walka z samym sobą i test własnych możliwości, ile mogę znieść, gdy wydaje mi się, że jestem ostatecznie wyczerpany - opowiada Tunkiewicz.

O godz. 13.30 byli na szczycie.

– Dach Europy zdobyty! Widoki przepiękne. Musieliśmy jednak zejść szybko, bo znowu pogoda się załamała i szczyt zasnuł się gęstą mgłą – mówi apinista.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto