Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Boże Narodzenie w Szczecinie w czasie wojny. Światełek nigdy nie brakowało

Redakcja MM
Redakcja MM
Pierwsze, gdy zaczęła szaleć wojna, drugie gdy miasto zmieniło ...
Pierwsze, gdy zaczęła szaleć wojna, drugie gdy miasto zmieniło ... Redakcja MM
Pierwsze, gdy zaczęła szaleć wojna, drugie gdy miasto zmieniło się w morze ruin, wreszcie trzecie, w okaleczonym, ale polskim Szczecinie. Tak wyglądało Boże Narodzenie na początku i pod koniec drugiej wojny światowej.

Grudzień 1939 roku. Wydawałoby się, że pierwsza wojenna gwiazdka musi się wiązać z wyrzeczeniami. Tak jednak nie było. Po zajęciu Polski wojna nadal trwała, ale była to dziwna wojna. Wielka Brytania i Francja nie prowadziły działań ofensywnych na lądzie i w powietrzu. Rzesza dokonywała dopiero przegrupowań przed atakiem na Zachód. Mimo nakazu zaciemnienia, Szczecin położony z dala od „frontu” był rozświetlony tysiącem świateł.

– Stan wojenny z Anglią i Francją Od sukcesu aż po klęskę, czyli święta w czasie zagrożenia 1939-1945 był raczej teoretyczny i przez ulicę wyraźnie lekceważony – mówi Roman Tesze, pasjonat szczecińskich dziejów. – Można sobie wyobrazić, jak wyglądał Szczecin. Tradycyjnie już na Königsplatz (pl. Żołnierza Polskiego) ustawiono kilka tygodni wcześniej szereg wysokich bogato, przyozdobionych jodeł, pochodzących z pomorskich lasów.

Przed świętami na placu i przy sąsiednich ulicach stanął tradycyjny jarmark, podczas którego można było wybrać się do różnokolorowych kramów. Obok ozdób choinkowych były to winiarnie, stoiska rybne, stoiska ze słodyczami. Podobnie hucznie świętowano sylwestra.

– O północy różnokolorowe fajerwerki niezliczonymi wybuchami rozjaśniły niebo, strzeliły korki win musujących, które lały się strumieniami – mówi Tesze. – Francuski szampan był źle widziany.

Tłumy szalejące z radości Po zwycięstwie nad Polską do garnizonu do Szczecina wracają jednostki, które uczestniczyły w kampanii. Na zdjęciach prasowych widać owacyjne powitanie przez tłumy na obecnych Alejach Niepodległości.

– Pytanie tylko, czy radość na zdjęciach nie wynika z tego, że można odetchnąć z ulgą, bo skończyła się wojna? – zastanawia się dr Tomasz Ślepowroński, historyk z Uniwersytetu Szczecińskiego. – Zresztą na zdjęciach zawsze widać tłumy, na przykład na relacjach z wystaw zdobycznego sprzętu.

W latach 1939-1941 wojny w Szczecinie nie widać. Wojna toczy się gdzieś daleko, na ulicach widać oddziały, a w prasie można przeczytać nekrologi poległych żołnierzy.

– Pamiętajmy, że w pierwszym roku wojny w Szczecinie powołano do armii około 14 tysięcy mężczyzn – dodaje historyk.

Propaganda w kinie Toczy się normalne życie. Hitem w szczecińskich kinach jest film „Feldzug in Polen” ("Kampania w Polsce") dokumentujący wydarzenia z 1939 roku, oczywiście na sposób propagandowy. To z tego obrazu pochodzi ujęcie, według którego Polacy szarżowali na niemieckie czołgi z szablami. Do Szczecina przybywa także z występem zespół Kozaków Syberyjskich, co świadczy o zbliżeniu z radzieckim sojusznikiem. Działania propagandy widać także w tytule artykułu „Czy to jeszcze jest Europa?” zilustrowane zdjęciem żydowskiej rodziny – jak to napisano gnieżdżącej się – na krakowskim Kazimierzu.

– Zastanówmy się: czy Niemcy współczuli ludziom Wschodu? To pytanie pozostanie bez odpowiedzi – mówi Tomasz Ślepowroński.

Rok 1944 – święta w wymarłym mieście Szczecin nie przypominał wyglądem dumnego miasta z początku wojny. Naloty aliantów wywarły na nim piętno. Apogeum przypadło na 1944 rok. W połowie sierpnia brytyjskie bombowce zbombardowały Gocław, Stare Miasto, Śródmieście i Niebuszewo. Zginęło ponad 1100 osób, a około półtora tysiąca było rannych. Również tragiczny okazał się kolejny nalot, przeprowadzony z 29 na 30 sierpnia. Lista ofiar powiększyła się o 1300 osób zabitych, a 90 tysięcy szczecinian pozostało bez dachu nad głową.

Ich efektem były zniszczenia szacowane na 90 procent, dotyczące praktycznie wszystkich elementów portu: urządzeń przeładunkowych, magazynów, nabrzeży, barek i holowników. Zniszczenia były na tyle poważne, że pierwsze statki, które przybywały po wojnie do Szczecina, rozładowywano i załadowywano ręcznie. Dotyczyło to nawet towarów masowych, np. węgla.

Święta w wymarłym mieście wyglądały tragicznie. Front zdawał się być jeszcze daleko, nadzieje na zwycięski koniec wojny wydawały się przedłużać. Płynęły pokrzepiające wieści z Zachodu, gdzie trwała ofensywa w Ardenach, jednak wielu wątpiło w zwycięstwo.

– Miasto na pewno tonęło w ciemnościach – opowiada Roman Tesze.

Z murów poznikały plakaty reklamujące najlepsze miejsca rozrywki. W zamian pojawiły się hasła propagandowe, których zadaniem było podtrzymanie upadającego ducha. Wojna totalna rządzi się swoimi prawami: ludność cywilna musiała się zadowolić coraz mniejszymi przydziałami żywności. Większość mężczyzn zapewne zmobilizowano, nie tylko tych w sile wieku, ale wszystkich, którzy potrafią unieść karabin.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto