MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Boże Narodzenie szczecinian w różnych zakątkach świata. W upale, na pełnym morzu

Redakcja
Niektórzy, by spotkać się z rodziną muszą pokonać tysiące kilometrów i wyjechać z Polski.

Inni nie mają szans na tradycyjnie zastawiony stół, bo pracują w obcym kraju. Sprawdziliśmy jak z dala od domu Boże Narodzenie i Sylwestra spędzili niektórzy szczecinianie.

Na statku, na którym pracuje Marek Woźniak ze Śródmieścia w tym roku jest tylko sześcioro Polaków. Wszystko wskazuje na to, że wigilia w związku z tym będzie skromniejsza.

Przez siedem lat, tylko dwa razy w domu

- Jeszcze parę lat temu było po kilkadziesiąt osób, więc się organizowało polską wigilię w „crew” - miejscu, gdzie się jada. Zwykle późnym wieczorem, po pracy – opowiada Marek, szczecinianin, który pracuje na wycieczkowcu Diamond Princess.

Każdy przynosił co mógł, czasami opłatek, który dostał pocztą. Zdarzyło się, że na statku był polski kwartet smyczkowy, więc grali kolędy.

- Jeśli był jakiś kucharz z Polski to gotował polskie potrawy jak bigos i pierogi. Po kryjomu przynosił na stół – wspomina Marek. - Spotykaliśmy się tak po pracy i świętowaliśmy parę godzin, ale Święta nie są z reguły miłymi wspomnieniami. Pasażerowie świętują a my pracujemy całe dnie i noce myśląc i tęskniąc za bliskimi. Mimo 30 stopni za burtą, myśli się o śniegu i choince. Każdy dałby wiele, żeby wtedy poczuć mróz.

Statek zawsze jest wystrojony, już od początku grudnia, w choinki i łańcuchy z bombkami. Na taki świąteczny rejs przyjeżdżają całe rodziny z dziećmi – 3 tys. pasażerów, z tego około jedna trzecia to dzieci.

W tym roku wigilię Marek spędzi na Arubie. W planach mają świąteczny obiad na lądzie z całą ekipą z kasyna.

- Kasyno jest zamknięte, kiedy statek jest w porcie, wiec mamy wolne i możemy wyjść do restauracji – dodaje Marek. - Kompania daje premię z okazji Świąt, zdecydowaliśmy, że przeznaczymy ją na zapłacenie rachunku za obiad. Niestety barszczu i karpia na pewno nie będzie.

Sylwestra Marek spędzi na Barbadosie, na jego ulubionej wyspie na Karaibach. Pewnie będzie chwila na czas na plaży i na jakąś miejscową dyskotekę, ale niedługo, bo Nowy Rok spędzą już na morzu i trzeba będzie wcześnie rano wstać do pracy.

- Bardzo chciałbym znów kiedyś Święta i sylwestra spędzić w domu – kończy Marek. - Niestety udało się to tylko dwa razy w ciągu ostatnich siedmiu lat.

Zamiast opłatka pita

Pan Konstantinos pochodzi z północnozachodniej Grecji. Razem z młodszym bratem przyjechał do Polski w 1948 roku wraz z grupą 113 greckich dzieci, które w naszym kraju miały znaleźć schronienie przed wojną domową. Trafili do Lądka Zdroju, potem do Zgorzelca i Polic. W 1953 roku Konstantinos Chrystou przyjechał do Szczecina. Miał wtedy 14 lat. Tutaj skończył szkołę, studia z wychowania fizycznego. Od 1964 roku mieszka na Pomorzanach. Założył rodzinę, ma syna. Po raz pierwszy rodzinę w Grecji odwiedził w 1975 roku. Brat wrócił tam na stałe.

- Są lata, w których to my jedziemy do Grecji na Święta Bożego Narodzenia, innym razem zapraszamy rodzinę do Szczecina – opowiada pan Konstantinos. – Święta w Grecji odbywają się w zaciszu domowym. Ubieramy choinkę, sprzątamy, przygotowujemy potrawy. W tym dniu grecki stół zapełnia się darami Matki Ziemi. Są owoce, migdały, suszone figi, winogrona.

W Grecji na Święta przygotowuje się mnóstwo słodkości. W wigilię centralne miejsce na stole zajmuje indyk faszerowany. W innych regionach pieczone prosię. Na stole jest także młode wino – z września, października i narodowa wódka „ouzo”. Jest też zupa bożonarodzeniowa z indyka, wołowiny, baraniny i wieprzowiny z ryżem i maślane biszkopty.

Ten dzień oprócz różniących się potraw, wygląda podobnie jak w Polsce. Wszyscy spotykają się przy stole, są prezenty. Pan Konstantinos na ostatnie Święta wiózł ich aż 110. Tylu członków rodziny musiał odwiedzić. To co wyróżnia Greków to fakt, że zamiast opłatkiem dzielą się plackiem – pitą.

W noc sylwestrową także jest zastawiony stół. Częstuje się wtedy „Vasilopitą” plackiem, w którym ukryty jest pieniążek. Ta osoba, która otrzyma kawałek z pieniążkiem, będzie miała wiele szczęścia w nowym roku.

- W moim domu była to zawsze złota moneta. Placek przygotowywała babcia. Dziś wiele z tradycji świątecznych i sylwestrowych Grecy przejmują od Polaków – dodaje mieszkaniec Pomorzan.

Po wigilii lekcja salsy

Pani Zofia z Osowa 12 lat temu razem z mężem na Święta wyjechała w odwiedziny do córki do Brazylii. Boże Narodzenie spędzili w San Paulo. Przez cały czas temperatura wynosiła powyżej 30 stopni Celsjusza. Wszędzie były ubrane choinki, ale też palmy.

- Sama wieszałam bombki na palmach, bo tak robili wszyscy – mówi pani Zosia. – Większość choinek była sztuczna, chyba nie wytrzymywały upałów. Razem z mężem chcieliśmy przygotować córce, zięciowi i wnukowi prawdziwie polską wigilię. Od rana robiłam pierogi, gotowałam barszcz, smażyłam ryby.

W przerwie, by się ochłodzić kąpałam się w basenie. Za oknem ćwierkały kolibry i latały piękne motyle. W pierwszy dzień Świąt wszyscy poszli do kościoła, który był zbudowany w grocie. Każdy dostał śpiewnik i praktycznie większość mszy prześpiewali. Nikt nie chodził z tacą, ofiarę wrzucało się do kosza przed wejściem. Ministrantami były dziewczynki.

Na wigilię do domu córki pani Zosi przyszła para Brazylijczyków. Byli zaskoczeni tym, jak wyglądają polskie święta. Zdziwił ich przede wszystkim opłatek.

- Najgorzej mieli panowie przebrani za Mikołajów. Mimo upału musieli chodzić w długich ubraniach – śmieje się pani Zosia. - Po wigilii wyszliśmy na taras, znajoma córki uczyła mnie tańczyć salsę. Drugiego dnia Świąt wszyscy wrócili już do pracy.

Impreza zaczyna się po północy

Sylwestra w Ugandzie w miejscowości Kabale spędziła Joanna Bylińska. W gorącym powietrzu czuć było nadchodzącą imprezę, ludzie byli mili i weseli. To co wydarzyło się później mocno zdziwiło Asię i jej towarzysza Bartka.

- Poszliśmy na imprezę do jednego z klubów, było około godz. 20 – opowiada Joanna. – Byliśmy w szoku. W knajpie było cicho, wszyscy siedzieli i oglądali telewizję - teledyski. Ktoś w rogu spał, inny wcinał frytki. Po dwóch godzinach nic się nie zmieniło. Piliśmy piwo i zastanawialiśmy się czy w ogóle ktoś tutaj wie, że jest Sylwester.

O północy w telewizorze ktoś krzyknął „Happy New Year” ( z ang. Szczęśliwego Nowego Roku- przyp. red.). W sekundę klub zapełnił się ludźmi. Obudziła się śpiąca w kącie dziewczyna, na parkiecie zaczęły tańczyć tłumy w rytm lokalnej muzyki.

- Zdziwiliśmy się i to bardzo. W Polsce imprezy trwają już od wieczora – dodaje Joanna. – Zaczęliśmy bawić się ze wszystkimi. Zauważyliśmy, że nie pili alkoholu. Zabawa była naprawdę kulturalna i długa. Wyszliśmy około godz. 4, ale muzykę było słychać jeszcze wiele godzin. Kiedy 3 stycznia pojechaliśmy do Ruandy imprezy jeszcze trwały. Ludzie nadal świętowali Nowy Rok. Zastanawialiśmy się dlaczego do północy są tacy ospali. Może w ten sposób żegnają stary rok, by potem cieszyć się nowym. Żadnych fajerwerków, czapeczek itp. Jak widać każdy ma swoje zwyczaje.


od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto