Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

BBC kontra giganci motoryzacji: Jeremy Clarkson idzie na wojnę z Nissanem

Redakcja
TVN / BBC Jeremy Clarkson
Szykuje się kolejny skandal wywołany przez program BBC "Top Gear". Tym razem Jeremy Clarkson, autor motoryzacyjnego cyklu, wkroczył na wojenną ścieżkę z Nissanem - pisze Ben Webster z "The Times"

Kiedy Jeremy Clarkson ogłosił w "Top Gear", że właściciele samochodów elektrycznych "mają większe szanse załapać się na dziewczynę", regularni widzowie programu motoryzacyjnego BBC wiedzieli, że zadeklarowany miłośnik benzyny opatrzy to stwierdzenie jakimś złośliwym komentarzem.

- Byle tylko nie trafiła się kobieta z drugiego końca kraju - powiedział w niedzielnym odcinku, w którym można było zobaczyć, jak elektrycznego nissana leafa z Clarksonem w środku i wyczerpanym akumulatorem popycha cała telewizyjna ekipa. Tuż potem Clarkson rozkraczył się w centrum Lincoln i ostentacyjnie czekając, aż akumulator się naładuje, spędził następne kilka godzin na zwiedzaniu zabytków. Zakończył program w sposób, który co bystrzejsi widzowie mogli przewidzieć już na początku, a mianowicie stwierdzeniem, że samochody elektryczne nie są przyszłością.

Czytaj też:Clarkson: Jestem hipokrytą i ukrytym zielonym

Jak się okazało, nie było to ani przyjemne, ani wygodne dla Nissana, który wiele zainwestował w auta elektryczne i planuje stworzenie 800 miejsc pracy przy montażu modelu Leaf w Sunderland. A przecież z programu wydawał się płynąć wniosek, że mimo rozwoju technologii akumulatorowej i dopłaty rządowej w wysokości 5 tysięcy funtów przy zakupie jednego z sześciu nowych modeli samochody elektryczne nie dają gwarancji, że dowiozą cię do celu. Tyle że informacje z urządzenia telemetrycznego zamontowanego przez Nissana w Leafie wskazują, iż winny całej sytuacji był nie Nissan, lecz "Top Gear", ponieważ Clarkson wyruszył tego dnia w drogę z akumulatorem naładowanym tylko w 40 proc.

Dzień wcześniej auto zostało dostarczone z całkowicie naładowanym akumulatorem, co powinno wystarczyć na co najmniej 150 kilometrów jazdy. Tego wieczoru samochód przejechał niecałe 60 kilometrów i akumulator podłączono do gniazdka, ale tylko na 55 minut. Elektroniczny wyświetlacz pokazywał po tej operacji, że zasięg wynosi około 50 kilometrów.

Czytaj też:Clarkson: Usta zakneblowane

Tymczasem Clarkson wybrał się do oddalonego około 100 kilometrów Cleethorpes w Lincolnshire. Wraz z drugim prezenterem Jamesem Mayem zatrzymali się w zatoce dla niepełnosprawnych kierowców, co oburzyło organizacje zmotoryzowanych niepełnosprawnych.

Potem dopiero skierowali się do Lincoln, gdzie nie ma żadnych publicznych punktów doładowania, a zatem było z góry wiadomo, że powrót będzie niemożliwy. W żadnym momencie nie poinformowano widzów, że na początku podróży akumulator był naładowany mniej niż do połowy.

Ale to nie wszystko! Telemetria pokazała bowiem również, że Clarkson nie skorzystał z możliwości przejścia na tryb ekologiczny, choć wiedział, że dzięki temu zwiększy się zasięg Nissana Leafa, a jednocześnie zredukuje przyspieszenie.

Samochodowe koncerny mają powody do złości, tym bardziej że był to już drugi przypadek, kiedy w "Top Gear" pokazano samochód elektryczny, w którym rzekomo rozładował się akumulator. W 2008 r. elektryczny Tesla Roadster ścigał się z benzynowym Lotus Elise. Po programie Tesla pozwała BBC do sądu, zarzucając jej zniesławienie. I miała do tego powody. Elektryczny samochód tej marki w pewnym momencie zaczął zwalniać i ostatecznie został wepchnięty do garażu, aby można było naładować akumulator. Według Tesli sceny te zostały ustawione pod z góry założony scenariusz. Mimo to BBC zadeklarowała pełne poparcie dla autorów programu przed sądem.

Również wiceprezes Nissana Andy Palmer stwierdził, że niedzielny odcinek "Top Gear" wprowadził widzów w błąd. - Aby zapobiec przypadkom nagłego zatrzymania się na drodze, Nissan podaje nominalny zasięg znacznie niższy od rzeczywistego. System nawigacji ostrzega kierowcę, jeśli do podanego celu podróży nie można dojechać na jednym doładowaniu - argumentuje Palmer.

Czytaj też:Jeremy Clarkson zgrywa filozofa

Wszystko wskazuje więc na to, że leaf przez kilkanaście kilometrów jeździł po całym Lincoln w kółko, zanim akumulator się rozładował.

Rzecznik BBC zaprzeczył, jakoby autorzy "Top Gear" wprowadzili widzów w błąd. - W naszym programie chodziło o pokazanie, jak kiepska jest infrastruktura doładowująca w Wielkiej Brytanii. Akumulator musiał się wyładować w czasie jazdy, aby można było to zademonstrować. Nie weryfikowaliśmy podawanego przez producenta zasięgu, więc nie miało znaczenia, z jakim poziomem naładowania wyruszyliśmy w drogę. Nie mówimy, ile benzyny wlaliśmy do baku przed podróżą.

Cały tekst przeczytasz w poniedziałkowym wydaniu "Polski" lub na stronie prasa24.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto