Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ABBA jest ze Szczecina

Redakcja
Grają ponad dwieście koncertów rocznie, w kraju i za granicą. Na scenie na półtorej godziny zmieniają się w jeden z najpopularniejszych zespołów świata – szwedzką grupę Abba.

Kasia Paculda-Frida na co dzień jest mamą dwójki dzieci i żoną Tadeusza-Bjorna, szefa agencji reklamowej. Agnieszka Weisfeld poza „byciem Agnethą” jeszcze studiuje, a Przemysław Igiel-Benny jest muzykiem. Całą czwórkę połączyła wspólna pasja i sposób na życie. Osiem lat temu.

– Najpierw graliśmy coś zupełnie innego, mieliśmy z żoną zespół, ale pewnego dnia postanowiliśmy trochę pokombinować. To był trochę przypadek, nie mieliśmy pojęcia, że tak długo będziemy uczestniczyć w tym projekcie –mówi Tadeusz Paculda. Jeszcze pamiętają pierwszy koncert – czy się uda, czy będą wiarygodni, jak zareaguje
publiczność? Poszło dobrze, a zabawa szybko zamieniła się w ośmioletnią już pracę.

Grają w teatrach i na imprezach plenerowych, w najodleglejszych zakątkach Polski, ale wyjeżdżają także za granicę. Była już Litwa, Słowacja, Niemcy, Dania, a nawet Szwecja. O swoich koncertach mówią: interaktywny musical. Bo Abbę naśladować niełatwo.
– To był zespół rodzinny, mieli określony sposób rozmawiania ze sobą, byli dla siebie bardzo uprzejmi na scenie – tłumaczą. –Nasze show jest jak przedstawienie, bo nie tylko śpiewamy, ale także rozmawiamy ze sobą, często po angielsku, dokładnie tak jak rozmawiali ze sobą członkowie Abby. Mówię więc: „Benny, czy zagrasz dla nas tę piosenkę?” i dopiero później ją zaczynamy. Są też gesty, odpowiednie miny, no i przede wszystkim muzyka.

– Ona jest genialna. Próbowaliśmy kiedyś coś zmieniać, dodać swoje dźwięki, trochę ją unowocześnić. Nic z tego nie wyszło. Okazuje się, że Abba jest jedyna w swoim rodzaju imusi pozostać nietknięta – dodaje Tadeusz.

Przez lata pokochali szwedzki zespół. – Staliśmy się już ekspertami od Abby– przyznają. – Znamy wszystkie utwory,
mamy na płytach wszystkie koncerty, nawet te bardzo mało popularne. Gdzie tylko nie pojedziemy, tam zawsze coś przywieziemy.
– Śledzimy dzieje kariery członków dość szczegółowo – śmieje się Kasia-Frida.
Skomplikowane i piękne „abbowe” stroje to właśnie jej dzieło.
– Dokładnie oglądałam każdy szczegół garderoby zespołu. Specjalnie po to pojechaliśmy do muzeum w Szwecji, żeby móc się przyjrzeć z bliska fakturze i sposobowi wykonania ubrań – potem przyjechaliśmy do Polski i zaczęło się szycie.

A stworzenie każdego z nich zajmuje całe tygodnie. Trzeba kupić odpowiednie tkaniny, często kosztowne, ręcznie doszyć cekiny, zakładki, koraliki. Uszycie każdego z nich to wydatek kilkunastu tysięcy. Najgorzej jest z butami.

– Trudno dostać takie w Polsce, a najszybciej można kupić w Berlinie. Zawsze jak pojedziemy gdzieś za granicę znajdę w sklepach coś, co „będzie pasowało do Abby”. To już jakaś obsesja – śmieje się Frida. – W swojej kolekcji mamy już wszystkie stroje, w jakich koncertował ten zespół.

Grają po dwieście koncertów w roku, najczęściej w weekendy. W podróż zabierają kilkanaście wielkich waliz. Stroje zajmują sporo miejsca. Aby przemienić się w członków Abby potrzeba im godzinę – makijaż, peruki, wszystko musi być zapięte na ostatni guzik.

W swojej ośmioletniej przygodzie ze szwedzkim zespołem mieli kilka historii, które szczególnie zapamiętali.
– Niektórzy ludzie naprawdę myślą, że jesteśmy Abbą – opowiada Tadeusz. – Kiedyś podszedł do nas po koncercie pewien człowiek i mówi: „słucham was już ponad trzydzieści lat, jesteście super!”.

Nie mógł uwierzyć, że tylko naśladujemy sławną Abbę. Albo w hotelach. Bywa, że obsługa mówi do nas po angielsku, bo myślą, że nie jesteśmy Polakami.

Znani są już w całej Polsce.
– Żałujemy, że tak mało gramy w Szczecinie. Właściwie rzadko kto wie, że nasze miasto ma swoją Abbę – opowiadają. –Mamy zaprzyjaźnioną grupę, która gra covery The Beatles, ich miasto wręcz szczyci się, że pochodzą właśnie stamtąd. O nas nikt tu nie wie.

A Agnethą, Fridą, Bennym i Björnem są już nawet na co dzień. Znajomi mają ich zapisanych w telefonie jako „Abba”, do Kasi rzadko też już ktoś mówi po imieniu. Jest po prostu Fridą. Gdy do Tadeusza ktoś dzwoni, rozbrzmiewa dzwonek „dancing queen”. Ich dzieci znają na pamięć całą dyskografię szwedzkiego zespołu.
– Śmiejemy się, że gdyby ich zerwać w środku nocy to pewnie potrafiliby zaśpiewać każdą piosenkę. A może moja córka kiedyś mnie zastąpi? – zastanawia się Kasia.

Sylwia Turkiewicz

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto