Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

100 lat temu Szczecin był miejscem pierwszej katastrofy lotniczej w Niemczech

Marek Jaszczyński
Marek Jaszczyński
Tłumy za nim szalały, zginął u szczytu kariery. Był ofiarą pierwszej katastrofy lotniczej w Szczecinie i pierwszej w ówczesnych Niemczech. 100 lat temu zginął Thaddäus Robl, jeden z pierwszych pilotów w dziejach awiacji.

W 1910 roku samolot był świeżym wynalazkiem, cudem techniki. Zaledwie kilka lat temu bracia Wright odbyli pierwszy lot samolotem.

- Dziś nawet dziecko wie, że samolot wznosi się w powietrze dzięki sile nośnej –mówi Aleksy Pawlak, miłośnik historii starego Szczecina, autor książek. - Ale wówczas patrzono na to jak na cud. Trudno to porównać do obecnych czasów, bo dziś nie jest tak łatwo zadziwić tłumy czymś nowym, wyjątkowym. Dziś takie emocje mogą budzić jedynie sporty ekstremalne. Zaczynał karierę jako kolarz, a skończył jako pilot. Był uwielbiany przez tłumy.

18 czerwca 1910 roku panowała burzowa pogoda. Liczne rzesze szczecinian zgromadziły się na lotnisku w Krzekowie (Kreckow). Pilot Thaddäus Robl miał demonstrować loty na dwupłatowcu Farman III. Publiczność zaczęła okazywać zniecierpliwienie.  Pilot uległ wtedy emocjom i wsiadł do samolotu. Mechanik odradzał lot w takich warunkach, jednak Robl wystartował.

- Był to pierwszy śmiertelny wypadek lotniczy w Szczecinie, a przy okazji pierwszy śmiertelny wypadek lotniczy w ówczesnych Niemczech – mówi Wiesław Jaszczyński, pilot, historyk lotnictwa. – Samolot zachowywał się niespokojnie i chwiał się na wszystkie strony. Nagle przeszedł w lot nurkowy i pilot z niego wypadł. Szczątki samolotu spadły na pilota, który poniósł śmierć na miejscu. Miał 33 lata.

Kim był ten człowiek?

Tadeusz Robl rocznik 1877, urodził się z objawami porażenia mózgowego. W tajemnicy przed rodziną ćwiczył jazdę na rowerze. Już za młodu udowodnił, że potrafił być odważny. W wieku 15 lat uratował dwuletnie dziecko z płonącego domu, a cztery lata później, uratował przed utonięciem mężczyznę.

Od 1896 roku zaczął brać udział w wyścigach. Zapisał na swoim koncie zajęcie trzeciego miejsca w wyścigu Paryż-Bordeaux. Przełom nastąpił w 1900 roku, przy wsparciu finansowym spółki rowerowej zaczął karierę kolarską. Na torze we Friedenau, gdzie w stumilowym wyścigu za motorami Robl niespodziewanie pokonał takich specjalistów jak Amerykanin Walthour czy Francuz Taylor.

Był najlepszy: dwa razy był mistrzem świata, a także mistrzem Europy. Był jednym z największych niemieckich sportowców, to on sprawił, ze wielu chciało go naśladować i posiadać rower. Ulubieniec tłumów, znano go także poza granicami Niemiec, we Francji i w Wielkiej Brytanii. Robl śpieszył z triumfu do triumfu, na świecie było głośno o "cienkich, suchych, wytrwałych, elastycznych i sprężystych nogach Thaddy’ego”.

- Robl był najlepiej opłacanym kolarzem w Niemczech – mówi Aleksy Pawlak, autor książki „Okiem kolekcjonera, czyli głosujcie na śledzia”. – Po trwającej wiele lat fascynacji rowerem przyciągnęło go nowe szaleństwo świata. Zakupił samolot braci Wright i pokochał cud latania. Brał udział w pokazach lotniczych, kładąc podwaliny pod akrobacje lotnicze. Kiedy w 1910 roku spółka „Ikaros” zorganizowała pierwszy w cesarstwie tydzień, doszło do tragedii. Robl runął w dół z wysokości 70 metrów, stając się pierwszą śmiertelną ofiarą   niemieckiego lotnictwa. Z wypadku zachowało się sprawozdanie konstruktora lotniczego Thormanna, które przedstawiłem w swojej książce.

Relacja z wypadku

Przeczytamy w nim: „Po mniej niż minucie aeroplan zaczął się wznosić, kołysał się mocno, niepewnie, a ja raz za razem przy pomocy dawanych znaków chciałem go skłonić do lądowania. Jednak Robl latał i wyrysował przy wielkim aplauzie kilka chwiejnych kół. Nagle aparat szybko się obniżył i leciał w stronę przebiegających żołnierzy oddelegowanych do pomocy. (…)  aparat gwałtownie przechylił się do przodu i Robl wypadł na zewnątrz. Aparat pędząc obok niego w naszą stronę, w końcu runął na ziemię z hukiem armatniego wystrzału, grzebiąc w sobie Robla.”

Bożyszcze tłumów

W swojej karierze Robl zarobił pół miliona marek w szczerym złocie. Jednocześnie był bardzo miłym, sympatycznym i towarzyskim człowiekiem. Znał język francuski i angielski.  Lubił pokazywać się w towarzystwie. Dziś mało kto zna nazwisko Robl. Lotnik spoczął na cmentarzu w Monachium, do dziś w stolicy Bawarii istnieje ulica jego imienia.    

Fot. Archiwum
Widokówka ku czci pilota Robla, pilota, który zginął w wypadku lotniczym w 1910 roku podczas pokazowego lotu na lotnisku w Krzekowie.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto