Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Podróże: Kalifornia i wszystkie jej kolory

Agata Maksymiuk
Ogromna przestrzeń i autostrada, którą możesz jechać godzinami. Dookoła góry, ocean. Wiatr rozwiewa włosy, słońce spieka twarz. To właśnie Kalifornia. Kamila Lewdańska z Konradem Jakubowskim, para fotografów ze Szczecina długo szykowała się do tej wyprawy. Przez miesiąc wakacji w jednym z najsłynniejszych stanów USA jedli, bawili się, spali, biegali i zwiedzali. A kiedy tylko wrócili o wszystkim nam opowiedzieli.

Tekst: Agata Maksymiuk / Foto: Kamila Lewdańska, Kondrad Jakubowski, Tomasz Jakubowski

Zadam tylko jedno pytanie. Kalifornia?

- Jakby tu zacząć… Kamila chwilę się zastanawia, ale później trudno jej przerwać. Rozległy stan pięknych kontrastów. Olbrzymie przestrzenie, na których jest wszystko czego człowiek potrzebuje. Niesamowite kaniony, parki narodowe, ocean i jego linia brzegowa, która w każdym miejscu wygląda inaczej. Są też pustynie. Wiele podróżujemy, ale w żadnym kraju nie czuliśmy takiej swobody i energii. Ludzie żyją tam inaczej niż w Europie, najważniejsze jest podejście do życia. Dominuje kult „chwytania każdego dnia”.

Pierwsze co czujesz, kiedy wysiądziesz z samolotu, to gorące powietrze. Ogromne lotnisko wypełnione całą masą ludzi maszerujących w sobie tylko znanym kierunku. To odbiera na chwilę mowę. Na sekundę zwariowaliśmy. Czekało na nas 30 dni w raju.

Nie mieliśmy przygotowanego ścisłego harmonogramu. Założeniem wyjazdu byłoby zobaczyć najbardziej niesamowite miejsca, które przyjdą nam do głowy. Na pewno chcieliśmy skupić się na fotografowaniu, żeby jak najwięcej zapamiętać i jak najwięcej Wam pokazać. Nastawiliśmy się na robienie zdjęć dosłownie wszystkiego, może dlatego chłonięcie Kalifornii przez nasze obiektywy przychodziło tak łatwo.

Tam, gdzie włamują się niedźwiedzie musi być super, dlatego wyprawa, o której nie zapomnimy, to na pewno odwiedziny Parku Narodowego Sequoia. Na szczęście kemping zarezerwowaliśmy kilka miesięcy wcześniej. Nie wiem czy mi uwierzycie, ale we wszystkich miejscach pola namiotowe dosłownie pękały w szwach! W Stanach biwaki to bardzo popularna forma wypoczynku. Po wstępnym zadomowieniu się, strażnik przekazał nam informacje, żeby chować jedzenie w wyznaczonych miejscach, bo do kempingu włamują się niedźwiedzie. Po tym było już tylko dziwniej, ale i piękniej.

Kemping był usytuowany w otoczeniu skał i gór, zero prądu, zero wi-fi. Idealna okazja, żeby odciąć się od świata, ściskając w rękach kubek gorącej herbaty i spoglądając na potok, znajdujący się zaledwie 30 metrów od namiotu. Kilka pagórków dalej, od 3000 lat na spotkanie z nami czekały 100-metrowe drzewne olbrzymy. Tak naprawdę nazywają się sekwoje olbrzymie i rosły tu jeszcze przed Chrystusem. Przed podróżą zastanawialiśmy się, czy uda nam się je objąć, ale tutaj nawet 20 osób trzymając się za ręce nie da rady.

Nie mogliśmy przestać łapać kolejnych kadrów, więc kiedy kemping nam się „znudził”, obraliśmy kierunek na Big Sur. To 140-kilometrowy odcinek natury nad Pacyfikiem, położony wzdłuż autostrady (Pacific Coast Highway). Niekończące się serpentyny autostrady walczą tu z dziką naturą. Dosłownie za każdym zakrętem czekał na nas niesamowity widok i znów musieliśmy się na chwilę zatrzymać!

Tu najprawdopodobniej nie da się nie zauważyć surferów. Kalifornia z nich słynie i wcale nas to nie dziwi, warunki są idealne. Fale potrafią w każdy przeciętny dzień osiągnąć do 2 metrów wysokości. Najwięcej surferów spotkaliśmy koło molo na Manhattan Beach. Do obserwowania wodnych popisów idealna była 6 rano, kiedy całe miasto jeszcze spało. Co jeszcze zauważyłam? - że nie ma żadnych ograniczeń jeśli chodzi o wiek w tym sporcie. Wśród jednej z grup był kilkuletni chłopiec, trenował z instruktorem. Miał na sobie neonową piankę, a pod pachą dźwigał genialną deskę. Zaraz za nim falę łapała energiczna pani w sile wieku. Sami nie serfujemy, ale spróbowaliśmy bodyboardingu. To zabawa na krótkiej desce, na której leży się i sunie po falach. Nie mogliśmy odpuścić też SUP’a, czyli pływania na desce z wiosłami w pozycji stojącej.

Można zgłodnieć po takich emocjach. Na co dzień jesteśmy wegetarianami, jednak założyliśmy, że w Kalifornii spróbujemy jeść wegańską i organiczną żywność naturalnego pochodzenia. Z pewnych źródeł wiedzieliśmy, że sklepy są świetnie zaopatrzone. Kilka potraw podbiło nasze kulinarne serca! Pierwsze miejsce należy do wegańskich tacos u Meksykanina na wzgórzach Palos Verdes. Wracaliśmy tam kilka razy, za każdym razem smakowało doskonale. Już wyjaśniam: danie składało się z połączenia ryżu, kolendry, fasolek, guacomole, limonki i słodkich pomidorów. Nasz szef kuchni serwował do tego piekielnie ostry sos.

Drugie miejsce, które muszę wymienić, to Happy Vegie w Redondo Beach. Na pierwszy rzut oka dość niepozorny lokal z tradycyjną wietnamską kuchnią, tyle, że w wegańskim wydaniu. Potrawy tak idealnie udawały smaki mięsa i ryb, że chwilami mieliśmy wątpliwości. Konrada faworytem był mongolski kurczak. Danie z wyśmienicie przyrządzonego tofu. Ja zakochałam się w soczystych spring rollsach z makaronem ryżowym i tofu, udającym krewetkę. Danie doprawiane jest miętą i kolendrą. Smak podbijał sos z orzechów i tahini. Kiedy będziecie w tej części Kalifornii musicie odwiedzić to miejsce. Wchodzisz tu głodny, a wychodzisz happy.

A w sklepach wybór produktów jest zdecydowanie większy niż u nas. Szczególnie jeśli mówimy o warzywach i owocach. Dużą wagę przywiązuje się tu również do podziału żywność na organiczną, hodowaną pod ścisłą kontrolą i tą modyfikowaną. Jest też „zwykłe” jedzonko, takie jak u nas i (nie)słynne fast foody. Co mnie ucieszyło, nawet w małych sklepach jest olbrzymi wybór produktów dla wegetarian i wegan.

A kiedy przyjdzie wracać, trzeba się przygotować na długą podróż. Trasa do Kalifornii i z powrotem jest dla tych, którzy lubią podróżować, nie boją się długich lotów i przesiadek. Z tego co pamiętam, 10 do 11 godzin trwa lot do Londynu. Tam przesiadka do Berlina. Kilka postojów na lotniskach, plus #jetlag za przekroczenie równika i dziewięciogodzinna różnica w czasie, ale czego się nie robi dla tych wszystkich kolorów Kalifornii?

Teraz idę odsypiać, a Wy zobaczcie zdjęcia!
________________________________________________________________________________

Kamila Lewdańska i Konrad Jakubowski to szczecińscy fotografowie i blogerzy. W życiu prywatnym i w pracy stanowią duet. Ich zdjęcia można podziwiać na stronach internetowych www.konradjakubowski.com oraz www.kamilalewdanska.com, ale także na stronach agencji modelingowych, z którymi współpracują.
Prace są też publikowane na portalach związanych ze sztuką, designem i modą m.in. na Behance, Digart Plus oraz w magazynach Modo Magazine, La Mode Info, LaPlusBelle, Confashion Magazine i Vogue.it
Ich edytoriale już kilkukrotnie upiększały też nasze wydania MM Trendy.

Zobacz też:

Jak tanio podróżować po świecie?

Dzień Dobry TVN

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto