Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy. #Temat z okładki: Sukces Baltic Neopolis Orchestra? Trochę intuicji, trochę szczęścia

MM Trendy
Foto: Radek Kurzaj / MuA: Maja Holcman
Emilia Goch, charyzmatyczna szefowa Baltic Neopolis Orchestra opowiada, dlaczego szczecinianom łatwiej zrobić karierę w Europie niż w Polsce, oraz jak pomaga w karierze wysoko ustawiona poprzeczka. Ostatnie lata najbardziej operatywnej orkiestry kameralnej w regionie były pasmem kolejnych sukcesów. To nieprawda, że w Szczecinie „nie da się” zbudować dobrej marki zupełnie z niczego. Obok odpowiedź, jak to jest możliwe...

Tekst: Małgorzata Klimczak / Foto: Radek Kurzaj / MuA: Maja Holcman

- Patrząc wstecz, na miniony rok, można uznać, że dla Baltic Neopolis Orchestra ułożył się bardzo dobrze. Płyty, koncerty i mnóstwo gości, z którymi współpracowaliście...
- Tak, oceniam ten rok bardzo dobrze. Ale 2013 i wcześniejsze również. Zagraliśmy z Dżemem, mieliśmy dużo fantastycznych doświadczeń. W ubiegłym roku wiele się zmieniło pod kątem współpracy międzynarodowej. Zaczęliśmy więcej działać za granicą i zmieniliśmy sposób myślenia. Już nie chcemy ograniczać się tylko do Polski, tym bardziej, że przebić się do centralnej Polski jest bardzo trudno. Podejrzewam, że nie tylko nam. Bliżej nam do Europy niż do Warszawy. Środowisko warszawskie jest bardzo hermetyczne. Patrząc na ministerialne granty, Szczecin dostaje chyba najmniej. Natomiast blisko mamy do Berlina i to jest nasze okno na świat. Nie tylko w kwestii koncertów, ale współpracy, budowania relacji, tworzenia wspólnych projektów.

- Z sukcesami działacie też w regionie.
- Wszystko, o czym myśleliśmy na początku - model działania, etaty w zespole, miało pójść w zupełnie inną stronę. Życie pokazało, że ten kierunek wcale nie byłby najlepszy. To kształtowało się latami. Duże znaczenie mają też potrzeby rynku, to co się sprzedaje, czego ludzie oczekują, czego chcą słuchać. Nasze potrzeby i aspiracje też ujawniają się w trakcie działalności. I okazało się, że mamy poczucie misji, jeśli chodzi o koncerty w regionie. Ważnym obszarem działalności są miejsca, do których muzyka nie dociera, w których z dotarciem do kultury jest trudno. Czuję po prostu, że tam muzyki brakuje. Wszystkie koncerty są wyprzedane, wszystkie kończą się owacjami na stojąco. Planujemy rozwijać działalność w regionie. Chcielibyśmy stworzyć bardzo duży festiwal, który będzie osadzony w województwie. Będzie skupiał artystów z całego okręgu Morza Bałtyckiego.

- A co z projektami międzynarodowymi?
- Trudno o tym mówić, bo to się dopiero kształtuje, ale chciałabym, żeby BNO było zespołem międzynarodowym. Chodzi o to, żeby przy konkretnych projektach mieć w składzie artystów „stamtąd”. Sama nasza nazwa sugeruje międzynarodową współpracę.

- Artyści, z którymi do tej pory współpracowaliście, przypadli do gustu szczecińskiej publiczności. To intuicja, żeby ich tak udanie dobierać?
- Trochę intuicji, trochę szczęścia. Z Vasco Vasilievem akurat mieliśmy szczęście. Pasował mu termin koncertu. Wiele okoliczności wpływa na to, że to się ciągle udaje. Nasze szczęście polega też na tym, że wybieramy muzyków, którzy chcą wchodzić we współpracę w niestandardowy sposób. Zazwyczaj to jest tak, że przyjeżdża solista, gra koncert, z nikim nie rozmawia i wyjeżdża. My pracujemy z ludźmi, którzy mają inną osobowość. Nigdy się nie kończy na jednym koncercie. Dzięki temu mamy tak rozbudowaną sieć kontaktów, z której chcemy korzystać. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to w tym roku szczecińska publiczność będzie miała okazję zobaczyć równie fantastycznych muzyków.

- Zawsze powtarzałaś, że Twoim celem jest nagranie płyty. Po kilku latach działalności BNO ma już pięć płyt na koncie. Sporo.
- Przez trzy lata nic się nie działo w tej kwestii, a potem w ciągu dwóch lat nagraliśmy pięć płyt. Teraz jest czas, żeby trochę odsapnąć, ale już się rodzą nowe pomysły. Doszliśmy do momentu, w którym to inni się do nas odzywają z propozycjami. Chciałam zrobić rok przerwy na refleksję w kwestii płyt, ale chyba się nie da. Obecnie mamy plany płyty z muzyką Marka Jasińskiego. Dla nas to jest też bardzo emocjonalny projekt, bo Marek Jasiński był naszym profesorem. Skoro pojawia się sposobność, żeby taką płytę nagrać, chętnie to zrobimy. A na początku marca wydamy nagraną już płytę naszego kwartetu z sopranistką Opery na Zamku Joanną Tylkowską-Drożdż.

- Zakładając zespół kilka lat temu spodziewałaś się, że tak szybko się to potoczy?
- Właściwie to nic sobie nie wyobrażałam. Jedyne, co wtedy myślałam, to, że taki zespół jest bardzo potrzebny, że muzycy potrzebują zespołu i czułam intuicyjnie, że to się uda. Nie wiedziałam, że są konkursy na dofinansowanie projektów, że można złożyć wniosek. Przez pierwsze dwa lata nie mieliśmy żadnego dofinansowania, bo nie wiedziałam, że można. Raczej myślałam, że nagramy demo, gdzieś wyślemy, ktoś to zauważy. Dzisiaj wiem, że tak to nie działa. Zawsze jednak najważniejsza dla mnie była jakość artystyczna. Wiedziałam, że bez względu na to, co by się działo, jakość artystyczna zawsze musi być na wysokim poziomie. To też pomaga środowisku. Pamiętam, jak grały zespoły, kiedy jeszcze byłam na studiach i teraz widzę, że jest o niebo lepiej. To oznacza, że warto stawiać wysoko poprzeczkę.

- W waszym zespole, oprócz jakości, ważna jest też osobowość artysty. W jaki sposób dobierasz sobie ludzi?
- Najważniejszą cechą, jaką trzeba posiadać w tym zespole, to naprawdę dobrze grać. Osobowościowo też trzeba do nas pasować. Ale nie zdarzyło się jeszcze, żeby dobry muzyk stwarzał jakieś problemy z powodu swojego charakteru. Owszem, zdarzają się osobowości, z którymi nie da się pracować, natomiast my mamy trochę szczęścia. Wystarczy spojrzeć – Tomek Szczęsny, znakomity wiolonczelista. My też się docieraliśmy, bo znamy się wiele lat. To bardzo silna osobowość, oddziałująca na innych. Mieliśmy swoje lata wojny. Oczywiście robi się bałagan, ale jest to bałagan twórczy i każdy coś nowego wnosi. Następny okaz to Łukasz Górewicz, który chodzi własnymi drogami. Ma specyficzny, indywidualny styl grania. Ale nie chodzi o to, żebyśmy wszyscy byli tacy sami. Grając tyle lat razem, już wyczuwamy się nawzajem. No i Filip Lipski, nasz koncertmistrz. Najważniejsza osoba w zespole. Gościnnym koncertmistrzom też się podoba, że my jesteśmy tacy twórczy, bo wszędzie panuje marazm. Zawsze się mówi, że w orkiestrze nie ma demokracji. Jest dyrygent i z nim się nie dyskutuje. Ja się z tym nie zgadzam. My jesteśmy żywym przykładem na to, że może być demokracja w zespole. Dzięki temu każdy ma swój wkład w to, co się dzieje. U nas to jest naturalne, że z drugiego pulpitu odzywa się altowiolista i ma uwagę. To jest nie do pomyślenia w dużej orkiestrze w filharmonii czy operze. U nas każdy może mieć uwagi i one zazwyczaj są trafne.

- Nie boisz się, że muzycy będą odchodzić z zespołu z powodu lepszych propozycji?
- To jest życie. Nie mam na to wpływu. Martwiłam się przez wiele lat, ale już przestałam, bo wychodzę z założenia, że nie ma ludzi niezastąpionych. Dobry muzyk jest bardzo zajęty. Daleka jestem od tego, żeby kogoś na siłę przy sobie trzymać. Nie każę podpisywać lojalek, jak niektórzy. Jeżeli ktoś jest bardzo dobrym artystą, to wiadomo, że będzie miał bardzo dużo propozycji, że będzie w rozjazdach. Jeśli on będzie mógł ze mną zagrać raz na jakiś czas, to będę szczęśliwa. Tak ten świat wygląda. Z takiego stanu trzeba się cieszyć i absolutnie nie blokować ludzi. W instytucjach - przez to, że ludzie mają etaty - często przez trzy miesiące nie mogą się ruszyć z miejsca. Na szczęście nie we wszystkich orkiestrach tak jest.

- Czego się boisz, jeżeli chodzi o zespół?
- Boję się, że ktoś będzie nielojalny, że wykradnie jakiś pomysł. Na szczęście nigdy mi się to nie zdarzyło, ale tego zawsze się obawiałam, bo zdarzało mi się to na innych polach. Ktoś, grając z naszą orkiestrą, zabierał nasze pomysły. Nauczyłam się pokory i tego, że nawet jeżeli nie można jakiejś sytuacji naprawić, to warto ją zakończyć w dobrym stylu.

- A co uważasz za swój największy sukces?
- To, że udało się zbudować coś z niczego. Dzisiaj ciężko sobie wyobrazić, że nie ma BNO, bo ten zespół już wbił się w świadomość całego Szczecina. To pokazuje, że marzenia można spełniać. Jestem dumna z pracy całego zespołu, nie tylko muzyków, ale też osób, które zajmują się administracją, promocją i innymi tego typu sprawami. Wspólnie wymyśliliśmy cykle koncertowe, które są unikatowe, a są nasze. Wiem, że niektórzy już nas kopiują. Wymyślamy rzeczy świeże i nowe. Na przykład wideoklip do muzyki Pawła Łukaszewskiego. Nie wydaje mi się, żeby jakaś orkiestra to zrobiła. No i najważniejsze - nasze koncerty mają pełną widownię.

- Macie swoich fanów?
- Mamy. Tomek Szczęsny opowiadał, że był kiedyś na poczcie w nocy, a pani w okienku mówi do niego: pan jest z Baltic Neopolis? Mnie się zdarzyły wielokrotnie na ulicy podobne sytuacje. Mamy swoje grono fanów, mamy swój fanpage na Facebooku, piszą ludzie, których w ogóle nie znam. Widuje ich tylko na koncertach. Nie traktujemy siebie jak orkiestrę, ale jak grono ludzi, które chce tworzyć nowe projekty. Chcemy pokazywać ludziom, że muzyka klasyczna nie jest taka straszna. Dlatego też łączymy różne gatunki, współpracujemy z różnymi wykonawcami. Pokazujemy, że się da, że brzmi to fantastycznie. Z takich połączeń wychodzą same dobre rzeczy. I nagle fani jednego zespołu zostają fanami kolejnego. Muzyka łączy pokolenia i to jest prawdziwa edukacja.

- A co planujecie na ten rok?
- W lutym będziemy kończyć projekt kompozytor - rezydent. Odbędzie się prawykonanie koncertu altówkowego w Kołobrzegu. Również w lutym działamy z naszym nowym sezonem artystycznym. Mamy zaplanowane osiem koncertów ze wspaniałymi koncertmistrzami. Jesienią odbędzie się koncert „Włącz orkiestrę!”. Cykl koncertów „Rozwijamy region w dobrym tonie” chcemy rozbudować, no i stworzyć festiwal. Na pewno będzie międzynarodowo!

Baltic Neopolis Orchestra

jest szczecińską orkiestrą kameralną wykonującą szeroki zakres kompozycji, choć ukierunkowaną na polską muzykę XX i XXI wieku. Zespół powstał w 2008 roku z inicjatywy szczecińskich młodych artystów, którzy obecnie tworzą jego trzon. Orkiestra współpracuje z wieloma cenionymi artystami i kompozytorami: Bartłomiejem Niziołem, Tomaszem Tomaszewskim, Janem Staniendą, Piotrem Wojtasikiem, Anną Marią Staśkiewicz, Pawłem Kotlą, Jolą Szczepaniak, Pawłem Łukaszewskim, Piotrem Mossem, Januszem Stalmierskim, Piotrem Klimkiem, Michałem Wróblewskim.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto