Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy. #Temat z okładki. Monika Szpener: Chcę polecieć w kosmos [zdjęcia]

MM Trendy
Foto: Piotr Miazga / piotrmiazga.pl Foto prac: Andrzej Golc
Ławki z materiałów pochodzących z recyklingu, które dziś zdobią Muzeum Techniki i Komunikacji, 14-tonowa brama z butelek PET w parku Kownasa - później spalona przez wandali - czy świetlna ściana w Technoparku Pomerania - prace Moniki Szpener są już stałym elementem krajobrazu Szczecina, częścią jego tkanki. Ich autorka opowiada nam o swoich odniesieniach do miasta, warunkach udanej współpracy z innymi artystami i o tym, co ryzykuje wychodząc ze sztuką na ulicę.

Rozmawiała: Małgorzata Klimczak / Foto: Piotr Miazga / piotrmiazga.pl
Foto prac: Andrzej Golc

- Pewnie nie każdy w Szczecinie kojarzy Monikę Szpener, ale Twoje prace już tak. Może dlatego, że znajdują się w przestrzeni publicznej?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wykonując jakąś pracę skupiam się przede wszystkim na niej , czyli nad znalezieniem ciekawej, oryginalnej formy plastycznej. Nie myślę kategoriami rozgłosu, popularności danego projektu, a tym bardziej mojej osoby. To raczej wątki wtórne, które owszem, pojawiają się, ale nie są bynajmniej moją zasługą. Oczywiście fakt, że jakieś moje prace czy nawet cały projekt został zauważony i cieszył się zainteresowaniem, jest bardzo miły.

- Słynne ławeczki widziało przecież mnóstwo osób.
- Wydaje mi się, że tak, całkiem sporo. Ławeczki jeździły po różnych polskich miastach, aż w końcu znalazły swoje stałe miejsce w chętnie i licznie odwiedzanym Muzeum Techniki i Komunikacji w Szczecinie. Ten eksperymentalny projekt zrobiłam z firmą Remondis osiem lat temu. Fajnie, że jeszcze się o nim pamięta.

- Projekty powstawały z odpadów, co jak się okazało, stało się pożywką dla wandali i niektóre prace zostały zniszczone. Bardzo to przeżyłaś?
- Tak, w takich sytuacjach brakuje mi dystansu. Większość projektów to moja własna inicjatywa. Pomysły, w których realizację bardzo się angażuję, więc i emocje są nieodzowne. Dlatego, kiedy napotykam niczym nieusprawiedliwioną agresję czy akty wandalizmu, to bardzo to przeżywam.

- Jak się czuje artysta któremu zniszczono pracę?
- To dotkliwe doświadczenie, kiedy wychodzi się ze swoja propozycją do społeczeństwa i spotyka się z niezrozumieniem lub tak drastycznymi reakcjami.

- Ale mamy teraz taki trend, żeby ze sztuką wychodzić na ulicę i z tym wiąże się pewne ryzyko.
- Realizacja projektów w przestrzeni miejskiej wydaje się być o wiele bardziej skomplikowana niż w galerii, miejscu społecznie wyznaczonym do artystycznego eksperymentu. Reakcja na moje prace ze strony odbiorców była naprawdę różna - od zachwytu do skrajnej negacji, więc zawsze budziły emocje. Wpisuje się to w moje założenie uwrażliwiania percepcyjnego, rodzaju poszerzenia pola uwagi. Walkę z powszechnym powielaniem ograniczonych wzorców.

- Kiedy prace zostały zniszczone, powiedziałaś, że Szczecin nie potrzebuje sztuki. Nadal tak uważasz?
- To było powiedziane w emocjach. Spalenie mojej „Bramy” w Parku Kownasa, czyli ponad 14-tonowego obiektu z butelek PET, było na poziomie spalenia komuś mieszkania, czyli poważnym wykroczeniem. Nie przewidywałam, że ktoś odważy się na tak ekstremalny czyn. Dzisiaj, patrząc na to z dystansem, żal mi, że tego zajścia nie widziałam.

- W ciągu kilku ostatnich lat miasto stało się bardziej otwarte na sztukę?
- Zdecydowanie. Coraz wyraźniej widać, że ludzie powoli nasycają swoje podstawowe potrzeby egzystencjalne i zaczynają przechodzić na poziom tych emocjonalnych. To duża szansa dla sztuki i szeroko pojętej kultury. Coraz więcej osób spoza świata artystycznego interesuje się sztuką i chętniej korzysta z oferty kulturalnej miasta . Jednak jeżeli ktoś chce tworzyć, to musi liczyć się z kosztami, zarówno tymi finansowymi, jak i czasowymi.

- Skąd się wziął Szczecin w Twoim życiu?
Trochę przez przypadek. Przyjechałam tutaj z powodów osobistych i zostałam. Musiałam się odnaleźć. Zaczęłam od prac konserwatorskich i rekonstrukcji rzeźb, ale zawsze miałam dużą potrzebę niezależnego tworzenia. Tak się złożyło, że trafiłam w odpowiednim momencie na podatny grunt i znalazłam tu miejsce dla siebie. Uważam, że każdy zdeterminowany, jest w stanie spokojnie zaistnieć na tym rynku. Jest tu jeszcze dużo do zrobienia.

- I robić projekty wspólne z innymi artystami, jak Ty i Pani Pawlosky?
- Aby tworzyć długofalowo wspólne projekty, musi być dobre porozumienie między artystami. Tworzą się różnego rodzaju kolektywy, czasami bardziej prężne, czasami mniej. Nieliczne pozostają. Z pewnością zderzenie różnych charakterów jest twórcze i może zaowocować ciekawymi realizacjami. Czasami też może być wielką katastrofą, która potem przenosi się na sferę prywatną i nawet najlepsze przyjaźnie się kończą. Projekt „nieDAsie” z Panią Pawlosky jest formą eksperymentu. Traktujemy go jako rodzaj buforu twórczego, dobrej zabawy. Radosnej, niemalże dziecięcej twórczości. Nie mniej zrobiłyśmy wspólnie kilka całkiem poważnych realizacji, chociażby na dużym festiwalu sztuki kinetycznej w Detroit, USA .

- Charakter artysty, z którym współpracujesz, ma znaczenie czy jednak zaciskasz zęby i jakoś sobie radzisz dla dobra projektu?
- Jesteśmy z Kaśką (Pani Pawlosky) różnymi typami osobowościowymi. Ja jestem bardziej manualna. Mam duże doświadczenie z materią, przygotowanie techniczne i warsztat rzeźbiarski. Robię konkretne, namacalne obiekty, które wymagają zorganizowania i konsekwencji. Kaśka zajmuje się videoartem. Jej podejście jest bardziej płynne, efemeryczne. Połączenie tego może być naprawdę wybuchowe. Nie będę ukrywać, że czasami jest naprawdę trudno. Zwłaszcza, kiedy do tego dochodzą terminy. Mimo kryzysów, utrzymujemy współpracę, ale chyba jej prawdziwą podstawą jest przede wszystkim nasza przyjaźń.

- Jesteś artystką, która chodzi z głową w chmurach, czy stąpającą twardo po ziemi?
- Próbuję stąpać po ziemi, ale coś ciągle wywala mnie w kosmos. A tak na poważnie to w Polsce chyba wciąż dominuje stereotyp , że artysta to osoba, która jest szalona, oderwana od rzeczywistości, ekstrawagancko się ubiera i dziwnie zachowuje. Ale zazwyczaj jest tak, że ci, którzy robią naprawdę ciekawe rzeczy, to normalni, wręcz przeciętnie wyglądający ludzie. Oczywiście czasami, przy okazji różnych wydarzeń artystycznych, pojawiają się perełki o „pojechanym” wyglądzie czy zachowaniu. Wszyscy zastanawiają się wówczas - kto to jest? Czym się zajmuje? Okazuje się przeważnie, że jego twórczość ogranicza się wyłącznie do utrzymania atrakcyjności własnego wizerunku. Poważni artyści wyrażają się przede wszystkim poprzez swoje dzieła. Poza tym pracę artystyczną, tak samo jak każdą inną, trzeba prędzej czy później skończyć. Wykonać, często fizycznie. Po prostu zrobić.

- Czyli umysł inżynierski?
- Trochę tak. To, jakiego rodzaju dyscyplinę sztuki uprawiasz, zależy od posiadanych cech charakteru. Ja zajmuję się rzeźbą i instalacją artystyczną. Buduję obiekty artystyczne i różnego rodzaju przestrzenne konstrukcje. Realizacja tego typu prac często przypomina plac budowy. Trzeba się trzymać kolejnych etapów. Cierpliwie i konsekwentnie doprowadzać je do końca.

- I żadnych szaleństw?
- Wiele rzeczy i czynności, które wykonuję na co dzień, przez innych postrzegane są jako nadzwyczajne. Sam fakt, że wykonuję pracę, która jest moją pasją, pozwala mi na niezależność i wygodne życie, czasami budzi zazdrość. Mam jednak do tego dystans i próbuję żyć w zgodzie ze sobą. To znaczy, że nie jestem w stanie robić czegoś, do czego nie jestem autentycznie przekonana. Oczywiście lubię próbować nieznanych mi rzeczy, poznawać nowe miejsca, ludzi, sytuacje. Więc wszelakie sporty, aktywności, podróże są w częstym użyciu. To mnie najbardziej inspiruje. Nie ograniczam się tylko do sztuki i środowiska artystycznego, w sumie wręcz przeciwnie. Jeżdżę, biegam, skaczę, pływam... w tańcu, w ruchu wypoczywam .

- Pytam o „szaleństwa”, bo w dzisiejszych czasach tego rodzaju wizerunek może przysłużyć się w promocji sztuki.
- Promocja jest tak samo potrzebna sztuce, jak każdej innej branży. Na szczęście mam do tego profesjonalną pomoc. To Monika Krupowicz, z którą współpracuję od kilku dobrych lat. Również moja bliska przyjaciółka, z którą nie raz walczyłyśmy na noże. To ona przede wszystkim, tylko sobie znanymi, niemalże magicznymi sposobami, potrafi przeforsować mój najbardziej dziwaczny projekt, nawet jeżeli jest tylko w fazie abstrakcyjnego pomysłu w mojej głowie.

- Ale często jest tak, że ten, kto wykłada pieniądze na projekt, wymaga od artysty konkretnych rozwiązań. Współpracujesz z licznymi firmami. Nigdy nikt nie powiedział Ci, że w ramach promocji musisz gdzieś pójść, coś zrobić, z kimś porozmawiać?
- Oczywiście, że tak, ale jest to rodzaj pewnego porozumienia, zaufania. Zazwyczaj są to firmy z kapitałem zagranicznym, które mają wypracowane wysokie standardy działania. Mają świadomość korzyści niematerialnej takiego projektu i potrafią to skutecznie wykorzystać. W takim wypadku o firmie mówi się w szerszym kontekście, niż tylko jej komercyjnej działalności, a media chętnie to publikują.

- Masz okazję obserwować życie kulturalne w różnych miastach. Jak wypada na ich tle Szczecin? Mieszkańcy ciągle mu zarzucają, że jest kulturalną prowincją.
- W Szczecinie dzieje się całkiem dużo. Czasami zdarzają się takie dni, że jest kilka imprez i trzeba wybrać tę jedną. Często są też swoiste maratony, gdzie z jednej idzie się na drugą, a potem trzecią. Cieszy też fakt, ze jest duże grono wyrobionych odbiorców, którzy nie ominą żadnego wydarzenia. O rzeszę nowych trzeba jeszcze powalczyć. Może niektórzy mieszkańcy nie wiedzą, gdzie mają szukać informacji o imprezach kulturalnych, może nie mają odwagi albo czasu brać w nich udziału, może niektórzy organizatorzy słabo promują swoje imprezy? W każdym razie myślę, że większego dopracowania wymaga dostępność informacji dla szerokich kręgów społecznych oraz w ogóle promocja sztuki.

- Nie planujesz wyjeżdżać ze Szczecina?
- Nie wiem. Wszystko jest możliwe. W sumie tu mam wygodnie, wiec na razie nie mam powodów, żeby wyjeżdżać. Chyba, że nadarzy się okazja polecieć w kosmos… najlepiej deskorolką.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto