Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy. #Temat z okładki: Konrad Pawicki: Kameleon

MM Trendy
MM Trendy
Konrad Pawicki: Kameleon
Konrad Pawicki: Kameleon Foto: Joanna Skrzyniarz, Re’FORM studio / MUA: Sylwia Cyza-Słomska
Jako ksiądz Robak kwadrans umierał na scenie i robił to bardzo przekonująco. Ku swojemu zdumieniu został jednak specjalistą od komedii. Pisze i śpiewa własne piosenki, ale zdarzają mu się przygody z rockiem. W zaciszu domowym tworzy poezję, w studiu radiowym i telewizyjnym jest prezenterem, a w Piwnicy przy Krypcie gospodarzem. Konrad Pawicki ma wiele wcieleń, ale jakoś sobie z tym radzi.

Tekst: Małgorzata Klimczak / Foto: Joanna Skrzyniarz / MUA: Sylwia Cyza-Słomska
W Szczecinie znany jest przede wszystkim jako aktor. Od 24 lat pracuje w Teatrze Współczesnym. Od dłuższego czasu coraz częściej grywa w komediach, chociaż nie jest obdarzony typową vis comica. Ale jego ostatnie wcielenia: Henry’ego Lane’a w „Seksie dla opornych” czy Richarda Hannaya w „39 stopniach” świadczą, że z repertuarem komediowym radzi sobie znakomicie.

Warto wspomnieć tu choćby o nominacjach do Bursztynowego Pierścienia. W pierwszym przypadku za rolę, w drugim za przedstawienie Piwnicy przy Krypcie.

- Lepiej dawać ludziom radość niż ich zasmucać - twierdzi Konrad Pawicki. - Chociaż granie komedii to naprawdę trudna sztuka.



Uczciwy brutal

Jego bohaterowie bywają zagubieni, nieporadni wobec kobiet, otoczenia, wobec życia. Chociażby Wujek z „Dziewczyny na kanapie”, czy Dwight w „A komórka dzwoni”. Są zabawni, ale także często podszyci smutkiem. Ale może właśnie dlatego, że są po ludzku prawdziwi. No, może poza Richardem Hannayem, ale to już taka konwencja.

Trudno o głęboką psychologię, jeżeli gra się w scenariuszu Hitchcocka, a wyskoczyło prosto z filmu Mela Brooksa. Kilka lat wcześniej Pawicki zagrał doktora Larry’ego w „Bliżej” w reżyserii Norberta Rakowskiego. Larry to jego inne wcielenie. Odmienne od późniejszych komediowych ról. Szorstki, brutalny do granic okrucieństwa. Ale przy tym uczciwy. Najuczciwszy chyba w miłosnym czworokącie przedstawionym w spektaklu.

Twardy, ale naznaczony wewnętrznymi pęknięciami.

- Czasami chciałbym zagrać takiego twardziela, którego nic nie ruszy, ale to nie byłaby ciekawa praca - mówi Konrad Pawicki. - Na słabościach, na naszych śmiesznościach warto budować postać, bo to bardzo ludzkie. Mężczyźni są nieporadni w wielu sytuacjach, w wielu sytuacjach się gubią, a maska pewności siebie, którą zakładają, czasami bywa zwodnicza. Ja staram się być w życiu pewny siebie. Mam nadzieję, że nie wyglądam na nieporadnego i nikt nie pomyśli, że tworząc kolejne role bazuję na prywatnym doświadczeniu. Po prostu trafiają mi się takie postaci.

Miło czasem umrzeć

Mężczyznę z krwi i kości, kochającego, walczącego, popełniającego błędy i przez to bardzo ludzkiego, Konrad Pawicki zagrał w „Panu Tadeuszu” w reżyserii Ireny Jun. Pełna ekspresji scena spowiedzi i śmierci księdza Robaka trwa kwadrans.

- Poszliśmy na całość. Takie granie „od kulisy do kulisy” to teraz w teatrze rzadkość. Ale podjąłem to ryzyko i nie żałuję, mimo braku entuzjazmu recenzentów - śmieje się.

Scena wymaga sporego wysiłku fizycznego. Aktor przetacza po deskach ciężkie elementy scenografii.

- To przesuwanie podestów wymyślił Arek Buszko - mówi Pawicki. - Na początku chciałem go za to udusić, ale potem przyznałem mu rację. Wyszło coś fajnego. Prawdziwy, nieudawany wysiłek. Dodatkowy walor. Poza tym później, kiedy już umrę, mogę sobie trochę odpocząć leżąc w głębi sceny. Miło czasem sobie umrzeć.


Głos z radia

Nawet jeśli ktoś nie widział Konrada Pawickiego na scenie, to na pewno słyszał go w radiu. Jego głos przez wiele lat budził mieszkańców regionu w Studiu Bałtyk - porannej audycji Radia Szczecin.

- Od najmłodszych lat marzyłem, żeby być radiowcem - mówi. - Słuchałem radiowej Trójki, Marka Niedźwieckiego, Wojciecha Manna czy Piotra Kaczkowskiego i myślałem sobie, jakby to fajnie było siedzieć w studiu i mówić do mikrofonu różne rzeczy. Grać ładne piosenki, które mi się podobają, a inni będą tego słuchać.

Kiedy na początku lat 90. w Szczecinie powstało Radio AS, jego założyciele przyszli do teatru i szukali kandydatów na prezenterów. Okazało się, że aktorstwo i praca prezentera to zupełnie różna materia. Owszem, pomaga tu profesjonalne ustawienie głosu i wyniesione ze szkoły teatralnej przygotowanie do pracy z mikrofonem, ale cała reszta to inna bajka. Po prostu siada się i mówi. Nie ma wyuczonego na pamięć tekstu. Trzeba improwizować. Teraz zamienił radio na telewizję.

- Bardzo dobrze wspominam tamte pionierskie czasy radia, kiedy mogłem grać swoją ulubioną muzykę - podsumowuje Pawicki.


Sam zaczął śpiewać

Na początek - swoje piosenki. I szukał kompozytora. Okazało się, że kompozytor mieszka piętro wyżej w Domu Aktora i jest początkującym perkusistą w filharmonii. Nazywa się Jacek Wierzchowski. Podjęli współpracę podczas pracy nad tekstami Rafała Wojaczka.

Teraz Jacek napisał muzykę do tekstów Konrada. Później do kompozytorskiego grona dołączyli Piotr Klimek i Piotr Broda.

- W Piwnicy przy Krypcie graliśmy program „Konrad Pawicki śpiewa w Piwnicy”. Potem weszliśmy do studia, materiał przeleżał kilka lat, następnie wziął się za niego Piotr Klimek, dograł co trzeba było i wydał moją płytę wraz z tomikiem „Niech żyję” - wspomina Pawicki.

To było najpierw. Nick Cave i Jim Morrison przyszli później. Żeby było śmieszniej, Konrad nigdy za muzyką Cave’a nie przepadał. Znał tylko kilka jego utworów. Wszystko wymyślił Paweł Niczewski, który był reżyserem. W „Miłosnych Opowieściach wg Nicka Cave’a” obok Joasi Prykowskiej widział Wojtka Brzezińskiego. I Wojtek rzeczywiście przymierzał się do udziału w tym spektaklu, ale ostatecznie uznał, że repertuar mu nie odpowiada. - Wypadło na mnie - śmieje się Konrad Pawicki. - Zrobiłem z Joasią Prykowską przekłady tekstów, chociaż nie znam angielskiego. Na szczęście Asia jest anglistką. W przypadku „Drzwi Morrisona” było podobnie. Piosenki miał śpiewać Maciek Silski i uważam, że byłby idealny. Ale był zbyt zajęty i znowu padło na mnie. Tym razem tłumaczenia robiłem z Ireną Naumowicz, moją życiową partnerką.

Teraz wraca do swoich piosenek. W repertuarze formacji Konrad Pawicki & Band są utwory sprzed lat i te zupełnie nowe.

Rockman musi mieć kondycję

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Konrada Pawickiego, nosił długie włosy, jak rasowy rockman, niemal następca Jima Morrisona, którego piosenki śpiewał potem w Piwnicy przy Krypcie.

- Rzeczywiście kiedyś miałem długie pióra - mówi aktor. - Słuchałem muzyki rockowej, ale nie wiem, czy mógłbym prowadzić życie rockmana. To ciężki kawałek chleba. Trzeba mieć kondycję. Nie każdy, jak Jagger, dożywa siedemdziesiątki w dobrej formie.

Śpiewał utwory Morrisona i Cave'a, którzy nie byli nigdy jego idolami. Ale kiedy jedzie samochodem w długą trasę, włącza tych, którym jest wierny od lat. To stały zestaw: Deep Purple, wczesne płyty Scorpions, AC/DC, Aerosmith. Kilka lat temu odkrył Morphine. A od zawsze są Beatlesi, Pink Floyd, Led Zeppelin. Ta muzyka towarzyszy mu całe życie.

Poeta mimo woli

Muzyka była w jego życiu od zawsze, poezja przyszła dopiero na studiach. Nigdy nie myślał, żeby być poetą. Chciał zostać plastykiem, bo zawsze dobrze rysował. Do edukacji w tym kierunku zniechęciła go nazwa szkoły

- Technikum Rzemiósł Artystycznych. Pisał trochę w liceum. Ale tylko satyryczne felietony wygłaszane podczas szkolnych apeli ku uciesze kolegów i grona pedagogicznego. Pierwsze poetyckie próby podjął dopiero na studiach, zainspirowany pracą nad aktorską interpretacją wiersza pod kierunkiem Bogusława Kierca. - Miałem kilka wierszy w takim tajemniczym zeszycie. Dałem go z drżeniem serca Bogusławowi Kiercowi. Przeczytał i powiedział, że warto dalej pisać. Potem było kilka wygranych turniejów poetyckich i dwa tomiki wierszy.

Grupa Trzymająca Władzę

W 2004 roku Konrad Pawicki został gospodarzem Piwnicy przy Krypcie. Przed spektaklami premierowymi, ubrany w elegancki garnitur, wita widzów przy wejściu.

- Nie miałem zbyt wielu obowiązków z tym związanych. To była raczej funkcja reprezentacyjna - mówi. - Po wielu zmianach została tam, jak my to nazywamy, Grupa Trzymająca Władzę, czyli ja, Paweł Niczewski i Arek Buszko.

Ale z Piwnicą związane są również jego przygody reżyserskie - te zespołowe, przy „Dziełach wszystkich Szekspira” i „39 stopniach”, i samodzielna - w przypadku „Przewodnika zakochanych”. - Myślę, że na dyrektora „poważnego” teatru się nie nadaję. Musiałbym poświęcić aktorstwo na rzecz administracyjnych obowiązków, a tego robić nie chcę.

Jak to jest, że grając tyle ról w życiu, godzi je bez problemu?

- Jak to kiedyś powiedział pięknie Bogusław Kierc: im więcej zajęć, tym więcej ma się na nie czasu - konstatuje Pawicki.


Zobacz, gdzie znajdziesz nasz bezpłatny magazyn »


[Czytaj również on-line:

MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »](http://www.mmszczecin.pl/trendy)


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto