Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy: Sztuka czasami bije po twarzy [ZDJĘCIA]

Małgorzata Klimczak
Stanisław Ruksza wiosną przyjechał do Szczecina, by objąć dyrekcję Trafostacji Sztuki. Już po kilku miesiącach został lokalnym patriotą. Oprócz tego, że zdradził nam plany instytucji na najbliższe miesiące, powiedział z czego rodzi się strach przed sztuką i w jaki sposób należy sobie z nim radzić.

Pierwsza wystawa w Trafostacji Sztuki, którą Pan zorganizował, już za nami. Co nas czeka od jesieni?

- Wystawa „The Wall. Art. Face To Face with Borders” była zapowiedzią nowego programu. Instytucji, która pokazuje związki sztuk wizualnych z innymi dziedzinami kultury czy nauki, a także cechuje się „słuchem społecznym”, pokazując kluczowe idee współczesności. Dlatego na początek wystawa o granicach i migracjach. Pod koniec września ogłaszamy nowy program. Pierwszą wystawę Grupy Budapeszt „Tadzio. Równanie cienia” otwieramy 11 października. Będzie poświęcona strategiom kamuflażu świata trójwymiarowego, bo chcemy też pokazywać, że sztuka to poszerzanie refleksji o świecie i intensywna forma poznania rzeczywistości. Zależy mi na tym, żeby kilka wystaw odbywało się w Trafostacji jednocześnie, żeby program był różnorodny. 19 października otwieramy kolejną edycję Kids Love Design. 30 listopada pojawi się wystawa kultowej grupy wizualnej i muzycznej Nagrobki, a tydzień później duża zbiorowa wystawa „Przechwałki i pogróżki” o sporach i antagonizmach w świecie sztuki.

A edukacja, która pomoże w odbiorze sztuki? Chyba mamy z tym spory problem.

- W Polsce mamy strukturalny brak edukacji sztuk wizualnych. Społeczeństwo jest nieprzygotowane do odbioru sztuki współczesnej, co jest wielką stratą, bo sztuka to narzędzie pozwalające naszemu życiu stać się pełniejszym i bardziej refleksyjnym. To, co chcę pokazać w naszym programie edukacyjnym, to zestaw wartości poddawany ciągłym dyskusjom. Żadna instytucja czy urząd nie ma mandatu do posiadania absolutnej wiedzy, dogmatu. Ona się cały czas zmienia, tak samo jak sztuka i życie. Teatry czy galerie powinny na te zmiany reagować. Nie tylko wizerunkiem, ale programem. Ja, często na użytek własny, stosuję nazwę postinstytucji, która zmienia się względem tego, co przynosi rzeczywistość. Nasz program edukacyjny będzie obudowany kilkoma cyklami. Jeden z nich będzie się nazywał „Artist on Artist”. Artyści będą uczyć o innych twórcach, a instytucja ma stać się trochę takim poligonem historii sztuki. Nawiązując do cytatu Ernsta Gombricha z jego najsłynniejszego podręcznika sztuki: „Nie ma czegoś takiego jak sztuka. Są artyści”. Chciałbym, żeby to była instytucja artystów, pokazująca jak wytwarzają oni wiedzę. Ja nie jestem tak zwanym dyrektorem gabinetowym. Lubię wspólnie z artystami tworzyć instytucję z charakterem. Innym cyklem będzie „Filozof artysta”, gdzie z kolei będziemy skupiać się na tym, jak na przestrzeni historii ludzkości różni ludzie używali artystycznych metod. Na przykład jak cynicy chodząc boso po greckiej agorze i szczekając prowokowali ludzi do myślenia. Dzisiaj polityka, ekonomia czy reklama często nieświadomie używają metod świata sztuki.

Przygotowuje Pan również inne cykle.

- Kolejny to „In effigie”, nawiązujący tytułem do normy w europejskim prawie obecnej od czasów średniowiecza do oświecenia, pozwalającej na wykonanie kary śmierci na wizerunku skazanego, który nie doczekał egzekucji lub zbiegł. Opis jednej z takich egzekucji zawarł markiz de Sade w dziele „120 dni Sodomy, czyli szkoła libertynizmu”. Formułę tę zastosował Sąd Najwyższy Kryminalny w czasie insurekcji kościuszkowskiej, wykonując wyrok na przywódcach konfederacji targowickiej 29 września 1794 roku. Oczywiście nam nie chodzi o targowiczan ani zdrajców, ale o potęgę wizerunku. Pokażemy co powoduje, że potęga obrazu jest tak silna, że ludzie się jej boją. To będą wystawy, spotkania z artystami, wykłady, pokazy filmowe skupione wokół bardzo różnych obrazów, które trzeba zracjonalizować, żeby tak bardzo nie szokowały. Bo czym jest szok? Stanem umysłu, reakcją chemiczną, kiedy nie jesteśmy w stanie sobie zracjonalizować pewnej sytuacji. A dotyczyć ona może naszej seksualności, religii, narkotyków, różnych tematów tabu, które koniec końców ustanowione są sztuczną umową społeczną. Kolejny cykl to „Mapa sztuki Szczecina”. Co dwa miesiące będziemy robić spotkanie z ważnym artystą z regionu. Na początek zapraszamy Artura Malewskiego i Natalię Szostak. W ciągu tych najbliższych lat, także poza Polską chcemy pokazać jaki mamy potencjał środowiskowy. Szczecin ma naprawdę świetnych artystów.

Trafostacja to nie tylko sztuki wizualne.

- Sztuka jest transdyscyplinarna. Od nowego roku inicjujemy „TRAFO sound system”, nawiązujące do „ścianek” sprzętu na Jamajce. Kuratorem będzie Adam Witkowski, zapraszający co dwa miesiące innego artystę dźwiękowego do stworzenia nowej pracy. Oprócz muzyki, która gości stale w Trafo, pokażemy też związki sztuki z literaturą, filmem, teatrem czy architekturą.

Szykują się ciekawe nazwiska?

- Przede wszystkim nowy projekt Joanny Rajkowskiej „Samobójczynie” wokół niemożności prawdziwej empatii, zrozumienia drugiej istoty, prawie identycznej, która podejmuje próbę unicestwienia siebie i innych przy okazji. Wystawa „Początek” Huberta Czerepoka, przygotowywana wspólnie z Zachętą w Warszawie, Arsenałem w Białymstoku i Muzeum Historyczno-Technicznym w Pennemünde, ma być pierwszą polską wystawą sztuki wykorzystującą okulary virtual reality. Jesteśmy na etapie poszukiwania sponsorów tego przedsięwzięcia i wierzę, że uda się tę wystawę doprowadzić w takim kształcie, jak wymyśliliśmy. Norweska artystka Marte Gunnufsen przedstawi projekt „Miserere”. To instrumentalistka, wokalistka muzyki klasycznej i sztuk wizualnych. To będzie bardzo kontemplacyjna, a jednocześnie niezwykle sugestywna wystawa, w której przewija się problem seksualności, cierpienia, współczesnego postrzegania grzechu. Jesienią Giovanni Morbin, włoski artysta neodadaistyczny, który na stulecie dadaizmu miał swoje wystąpienie w legendarnym Cabaret Voltaire. Artysta porusza zagadnienia pamięci zbiorowej, także włoskiego faszyzmu. Kiedy na całym świecie na skutek zarządzania strachem przez polityków, pojęcie wolności przestało być szanowane, chcemy o nim porozmawiać. A później duże pokazy problemowe, jeśli uda się nam znaleźć więcej środków, bo Trafostacja Sztuki - mimo świetnego budynku - nie posiada tak dużego budżetu, jak wiodące polskie centra sztuki współczesnej.

Na chwilę dość o sztuce. Proszę powiedzieć, jak po kilku miesiącach odnajduje Pan Szczecin?

- Szybko odnajduję się w nowych miastach. A Szczecin traktuję jako miejsce, z którym chętnie zwiążę swoją przyszłość. Poznałem tu wielu twórczych ludzi z różnych środowisk. Nie tylko sztuki wizualnej. Szczecin ma bardzo duży potencjał, tylko czasami potrzeba „trzeciego oka”, które wyłapie pewne rzeczy. Chciałbym pomóc „zmagnesować” środowiska, a także pomyśleć o dzielnicy. Tu jest dużo wartościowych osób, miejsc, tylko tak jakoś „obok siebie”, a nie „ze sobą”. Przyjechałem z dużym, może wręcz niezdrowym entuzjazmem i już stałem się patriotą lokalnym. Szukam plusów, a minusy traktuję jako wyzwania. Spędziłem dotychczasowe życie między Krakowem a Górnym Śląskiem, a Szczecin jest dla mnie miastem cały czas otwartym w narracji swojej historii. Mniej obciążonym konserwowaną przeszłością. No i natura mnie zachwyca. Przez pierwszy tydzień chodziłem tutaj „przetleniony” z racji dobrego powietrza. Nie wiedziałem dlaczego cały czas chce mi się spać. Teraz mój organizm się przyzwyczaił. Szczecin jest miastem z dużym potencjałem, wykorzystajmy to. Mamy blisko do morza, blisko do Berlina, bliżej do Malmö czy Kopenhagi niż do Warszawy. Używajmy w stosunku do siebie kategorii centrum, nie peryferii. Zależy mi na tym, żeby Trafostacja nie była tylko galerią, która importuje sztukę z zewnątrz. Szczecin jest europejski i przepływają przez to miasto globalne idee, które nabierają swoistości w lokalnym kontekście. Na fasadzie Trafostacji wisi flaga „Serca kraju”. To projekt Jadwigi Sawickiej. Symbolicznie wyznacza emocjonalne centrum Polski. Dzięki przenoszeniu się centrum, przesuwają się granice; arbitralność ustanowienia centrum i częstego przenoszenia granic podkreśla ich umowność.

A dzielnica, w której położone jest Trafo. Jak wykorzystać tę lokalizację?

- Tutaj jest dużo różnych rzeczy. Najstarszy gotycki kościół w mieście, Książnica Pomorska, dwa lokale kawowe, showroom Hayka, restauracja Bombaj. To wszystko mogłoby razem funkcjonować. Chcielibyśmy w przyszłości stworzyć parę projektów artystycznych dla sąsiedzkiego ogrodu kultury, w wakacje zorganizowaliśmy tam zajęcia półkolonii artystycznych. W miejscu, gdzie jest TRAFO, w XVIII-XIX wieku był dom poprawczy dla dziewcząt. I na nim był napis: „ten dom wychowuje na niezawstydzonych, mądrych, silnych oraz wiernych nieposłuszne, złośliwe i krnąbrne męty społeczne, podstępne i zaniedbane”. To jest gotowy tekst założycielski dla instytucji sztuki i tego, jakie ona może pełnić role w społeczeństwie. Zaproponowałem w czerwcu Monice Szpener realizację na bocznej ścianie Trafostacji, odnoszącej się do tego cytatu i neonu TRAFO, który będzie widoczny z ul. Wyszyńskiego. Mam nadzieję, że wiosną przyszłego roku uda nam się ją zaprezentować mieszkańcom.

Jak szczecinianie odbierają sztukę?

- Nie widzę specjalnej różnicy od innych miejsc w kraju. Nie robi się sztuki pod określone gusta, to nie mogłoby zadziałać. Łatwa sztuka pod publikę nie potrzebuje instytucji utrzymywanych z publicznych pieniędzy, bo regulowałby ją wolny rynek. Sztuka to eksperyment, czasem błąd, narzędzie testowania i przesuwania granic. Otwieram wystawy zdaniem skierowanym do publiczności: „życzę mądrego odbioru”. Dobra sztuka nie boi się odważnie myśleć, uważa wolność za jedną z prymarnych cech i jest próbą intensywnego odbioru rzeczywistości. Odbiór wystawy „The Wall” był taki, jakiego oczekiwałem, co oznacza, że ludzie są gotowi do tego, żeby myśleć, żeby poświęcać trochę czasu sztuce. Idąc do teatru decydują się poświęcić trochę czasu, żeby oglądać przedstawienie. Podobnie jest ze sztuką.

Ale wcześniej mogą przeczytać o czym to jest.

- Właśnie dlatego zrezygnowałem z podpisów przy wystawie „The Wall” i zaproponowałem wszystko w mapce, tylko odnośniki były na ziemi. Kto chciał przeczytać, to sobie pomógł, ale zależało mi, żeby ludzie przede wszystkim oglądali sztukę. Nie wierzę w wiedzę bez wysiłku. Nie ma takiej wystawy, która by wszystkich zadowoliła. Spotkałem się też z opiniami krytycznymi, że za dużo społecznych interwencji, ale to była dopiero jedna wystawa.

W wielu miastach dochodzi do sytuacji, kiedy władze ingerują w to, co dzieje się w instytucjach kultury. Boi się Pan takich interwencji?

- Miałem takie sytuacje w poprzedniej instytucji, którą prowadziłem, ale i tak zrobiliśmy te wszystkie prace artystów, bo one były tego warte. Nie były tanią sensacją. Dlatego dyskutujmy, żeby jej uniknąć. To rzeczywistość bywa skandaliczna, a sztuka to czasem pokazuje. Ludzie zabijają zwierzęta, a artyści wyraziście to pokazują, jak Katarzyna Kozyra w „Piramidzie zwierząt”. To nie artyści tworzą wojny w imię ideologii czy religii, tylko je pokazują. Jeżeli podejdziemy do sztuki jako kategorii rozrywkowej, to możemy oburzyć się wszystkim, co zaburza iluzję spokoju. A jeżeli podejdziemy do sztuki w kategorii badawczej, nieuprawomocnione by było podejrzenie o sensacyjność. A w końcu ilu ludzi chodzi do galerii sztuki w Polsce?

Ostatnio coraz więcej stoi przed galeriami i blokuje wejścia.

- Liczę, że w mieście, które jest otwarte i bez zaduchu, nie będzie takich sytuacji. Gałczyński napisał: „Dobrze mi tu, wieje wiatr od Odry, odurzający i zwycięski jak nadzieja”. To o Szczecinie.

Ale po dwóch latach wrócił do Warszawy.

- Wiem, i jeszcze dostał zawału... Ale nie każdy scenariusz jest taki sam. Nie znoszę konieczności, przyzwyczajenia, tego, że „zawsze tak było”. Ja widzę Szczecin jako miasto, w którym wiatr pozwala nam nieco mniej dusznie myśleć niż w mieszczańskim Krakowie. No i pisać swoją historię. Inga Iwasiów pisała w „Bambino”: „Co sobie kto na swój temat wymyśli”.

Kilkanaście lat temu ktoś wyszedł ze spektaklu Anny Augustynowicz, bo aktor rozebrał się na scenie, ale drastyczne rzeczy raczej się tu nie dzieją.

- Ależ można wychodzić ze sztuki i można rozbierać się na scenie. Dlaczego nie? Nie bądźmy świętoszkowatymi hipokrytami. Zawsze mnie zdumiewał ten lęk przed nagim ciałem. Nikt nikomu nie mówi, że to, co oglądamy, ma się podobać. Sztuka w ogóle nie jest od podobania. Jest od poznawania rzeczywistości. A podobać się może przy okazji.

Z czego się bierze strach przed sztuką? Z niewiedzy czy jeszcze kilku elementów?

- Strach przed sztuką związany jest ze strachem przed życiem. Fragmenty rzeczywistości są czasem tak zintensyfikowane, że sztuka bije po twarzy. Dlatego tak silna była sztuka krytyczna lat 90. Oburzenie było związane z tym, że artyści pokazywali rzeczy, do których brakowało języka. Sztuka często pokazuje sytuacje graniczne, które są kluczowymi zagadnieniami filozoficznymi, a zarazem tabu społecznym. Niestety, cały czas pokutuje stereotyp, że przychodzimy do galerii oglądać rzeczy piękne. Jestem mimo wszystko optymistą. Gdybym się wyzbył entuzjazmu, to nie miałbym po co tu przyjeżdżać.

Takie sytuacje są wyzwaniem.

- Są dowodem, że sztuka działa. Sztuka to spotkanie. Człowieka z człowiekiem, z ideą, z dziełem. Poezja ma jeszcze większe problemy. Jeszcze mniej osób ją czyta. A przecież ona nam poszerza pewne stany, dla których nie ma innego języka.

Poezja wydaje się trudną dziedziną dla wielu. Sztuka współczesna także.

- Po prostu oferuje rzeczywistość mniej jednoznaczną. Jak czytamy na przykład poezję Emily Dickinson, która nam mówi o potędze snu („Sen to wielki przystanek, na którym niespotykane zastępy świadków kroczą”) i uprawomocnia nam go w porządku rzeczywistym, to poszerza nam świat na mniej jednoznaczny. A czy chcemy żyć w rzeczywistości jednoznacznej? Gdybyśmy wiedzieli czym ma być życie i tylko potwierdzali sobie ten obraz i żyli według sprawdzonych formuł, to nie warto byłoby ono życia. Podobnie ze sztuką.

Ale jak to było w słynnym polskim filmie, lubimy to, co już znamy.

- Więc przychodźmy do galerii, żeby poznawać to, czego nie znamy. Jak powiedział François Jacob, biolog i laureat Nagrody Nobla w medycynie „To, co istnieje, jest zaledwie małą częścią tego, co jest możliwe”. Pamiętajmy o tym także w każdym polu życia czy sztuki.

Stanisław Ruksza

Dyrektor Trafostacji Sztuki. Kurator wystaw, historyk sztuki. Absolwent historii sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor tekstów o sztuce współczesnej i redaktor książek. W latach 2007-09 wykładowca Uniwersytetu Śląskiego. W 2009 r. rezydent apexart w Nowym Jorku.

Rozmawiała: Małgorzata Klimczak / Fotografie i koncept: Wojciech Jachyra - www.wojciechjachyra.com / Postprodukcja i kolaże: Anastazja Burak - www.anastasiaburak.com

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto